14.10.1660 r.
IV wojna polsko-rosyjska: rozpoczęła się bitwa pod Cudnowem.Sytuacja była krytyczna. Rzeczpospolita, by rozerwać dławiący ją sojusz Szwecji z Moskwą, zgodziła się, w sierpniu 1656 r., na wybór cara Aleksego na tron polski – i to jeszcze za życia Jana II Kazimierza. Idea unii obu państw, „której nikt nie byłby równy”, była od dawna nęcąca, ale Polacy, od czasów Zygmunta III Wazy i jego syna Władysława, na tronie moskiewskim chcieli cara z Polski, a nie odwrotnie.
Z kolei unia hadziacka (1658 r.), tworząca trzecią (obok Korony i Litwy) równorzędną część Rzeczpospolitej – Księstwo Ruskie – nie zyskała szerszego poparcia wśród Kozaków. Ojciec chrzestny tej unii Jan Wyhowski, w obawie przed buntem starszyzny kozackiej, złożył buławę i wymknął się do wojsk polskich. Zaporożcy w październiku 1659 r. obwołali hetmanem syna zmarłego Bohdana Chmielnickiego, Jerzego, zwanego nieco ironicznie Jurko lub Chmielniczeńko. Wybór odbył się pod presją wojsk carskich, które przeszły Dniepr pod dowództwem Wasyla Borysewicza Szeremietiewa. Jurko zaprzysiągł wierność carowi.
Jeszcze gorzej działo się na ziemiach litewskich, gdzie 7 stycznia 1659 r. kniaź Iwan Andriejewicz Chowański dotarł do Brześcia, otwierając sobie drogę na Warszawę. Szczęśliwie dla Polski zatrzymał się niepotrzebnie, tracąc impet i siły podczas oblężenia zamku w Lachowicach. Szeremietiew z kolei wdał się w spory ze skłonnymi do anarchii Kozakami. Dzięki temu, po podpisaniu pokoju w Oliwie 3 maja 1660 r., Polacy i Litwini mogli zorganizować solidną obronę. Uderzenie sił hetmana Pawła Sapiehy i regimentarza Stefana Czarnieckiego doprowadziło 28 czerwca do zwycięskiej bitwy pod Połonką i wyparcia Rosjan. Wkrótce cała Litwa została wyzwolona.
Strach jazdą polską?
Pozostało jeszcze wyzwolenie Ukrainy. Plan kampanii ustalono w sierpniu 1660 r. na naradzie króla z obydwoma niechętnymi sobie hetmanami: wielkim koronnym, 81-letnim Stanisławem Rewerą Potockim, i polnym – Jerzym Lubomirskim.
Do walki Polska wystawiła imponujące siły: 28,8 tys. żołnierzy, wspartych 30–40 działami i moździerzami. Zgodnie z zawartym przymierzem, Polaków wspomogło 15–20 tys. Tatarów pod wodzą nuradyna sułtana Safera Gereja. Siły Szeremietiewa, uznanego przez cara za archistratega (coś jak hetman wielki), wynosiły 33–34 tys. żołnierzy. Wspierało go pięć pułków piechoty zaporoskiej – ok. 20 tys. Kozaków. W głębi Ukrainy formował swe pułki Jerzy Chmielnicki: osiągną stan ok. 40 tys. ludzi. Rosjanie i Kozacy mieli również przewagę w działach: sam Szeremietiew miał ich 50, z czego 20 ciężkich.
Polacy i Tatarzy mogli zniwelować tę różnicę sił manewrem i uderzeniami jazdy. Potwierdziła to pierwsza bitwa koło Międzyrzecza. Podjazdy polskie obu hetmanów rozbiły 20-tys. dywizję Werteleckiego. Znakomicie zadziałał polski wywiad płytki. Nieznany nam z nazwiska szlachcic przebrał się za rozbójnika, których na Ukrainie nazywano dejneka. Z Kozakami pił kwartami horiłkę. Od niego i od jeńców dowództwo polskie dowiedziało się, że Szeremietiew z atamanem Tymofiejem Cieciurą ruszyli spod Kotelni na Cudnów, by tam połączyć się z armią Chmielnickiego. Wódz rosyjski zapowiadał marsz blisko 100-tysięcznej armii na Lwów i Kraków oraz ujęcie polskiej pary królewskiej.
Tymczasem siły polskie połączyły się pod Starym Konstantynowem i 14 września obydwaj hetmani wjechali na wzgórze koło Lubaru – posiadłości Lubomirskich. Stamtąd zobaczyli sunącą straż przednią sił nieprzyjaciela złożoną z Kozaków. Do walki jako pierwsze ruszyły czambuły tatarskie, otaczając Zaporożców koło osady Kutyszcze. 600 Kozaków zostało wyciętych, a w ręce polskie wpadł cenny łup: rejestry armii moskiewskiej. Polacy wiedzieli już wszystko o wojskach Szeremietiewa.
Królowa Ludwika Maria, kierująca de facto polityką dworu, wyznaczyła Lubomirskiemu rolę właściwego dowódcy wojsk i wiązała z jego osobą rozległe polityczne plany. Hetman polny, dobrze wiedząc, że Moskwa ze strachu przed husarią będzie unikać starcia w polu, chciał doprowadzić do osaczenia sił carskich i wygłodzenia Rosjan. Manewr doprowadził szybko do braku u nich paszy i wody, którą „z rudy i błota wyciskali”. W obawie przed epidemią Szeremietiew zdecydował się na ruch: przed świtem 26 września zaczął wyprowadzać swe siły spod Werbki na Cudnów, gdzie spodziewał się w końcu nadejścia potężnej armii Chmielnickiego. Tymczasem Jurko wolał „błąkać się koło Białocerkwi” – jak napisał autor „Wojny polsko-moskiewskiej”; obawiał się po prostu starcia z Polakami w polu i przemykał wolno zagajnikami i lasami.
Hulajgorod:
Rosjanie ruszyli spod Kutyszczy ogromnym taborem, zwanym hulajgorodem. Na jego tyły następowała piechota Lubomirskiego, podczas gdy Rewera Potocki nacierał od czoła. Sędziwy hetman wystawiał się stale na niebezpieczeństwo (marzył, by jak Żółkiewski znaleźć śmierć na polu chwały). Polscy hetmani znali doskonale te tereny. Wiedzieli, gdzie wysłać chorągwie na przeprawy przez grząską rzeczkę Ibr, by zablokować tabor rosyjski i kozacki. Po raz pierwszy, na wzór szwedzki, powiązali działania rodzajów sił zbrojnych: jazdy, piechoty, artylerii.
Od zupełnego pogromu stłoczonych w jarze wojsk moskiewsko-kozackich uratowali je Tatarzy, którzy nagle przestali hałłakować, łapać na arkany i siec szablami. Podejrzewano, że wzięli upominki od Szeremietiewa, jak mieli w zwyczaju. Ale równie zasadne jest przypuszczenie, że ordyńcy krymscy, żyjący z jasyru i łupów, nie chcieli aż tak zdecydowanego zwycięstwa Polaków. Chcieli natomiast, by te wojny trwały wiecznie i uzasadniały rację bytu ordy.
Szeremietiew, utraciwszy na przeprawach część taborów, porzucił je, ale tym samym ocalił większą część armii. Tymczasem w nocy z 26 na 27 września spadła ulewa, którą Polacy przetrzymali w polu, a obaj hetmani, tym razem zgodnie, „obydwa w jednej karecie noc przesiedzieli” – jak czytamy w diariuszu z wyprawy. Wódz rosyjski odpierał z trudem ataki wypoczętych ordyńców. W końcu doszedł do rzeki Teterew, przez którą się przeprawił. Wojska moskiewsko-kozackie były tak zmęczone, że nie zdołały zająć zamku w Cudnowie. Wyprzedziła je, na rozkaz polskiego hetmana wielkiego, dragonia obersta Jana Henryka de Alten Bokuma, zajmując tę małą twierdzę. Szeremietiewowi pozostało okopać się na prawym brzegu Tetery.
Na rozkaz hetmana wielkiego wojska polskie oskrzydliły nieprzyjaciela szerokim łukiem. Zadanie ustawienia artylerii powierzono chorążemu koronnemu Janowi Sobieskiemu i pisarzowi polnemu koronnemu Janowi Sapiesze. Zadanie wykonali znakomicie: armaty rozmieścili w górujących nad okolicą sadach, co zapewniało świetne pole ostrzału.
Złapał Kozak Tatarzyna...
Jednakże dobry nastrój Polaków zmieniła wieść od rotmistrza Teodora Szandyrowskiego, wysłanego na daleki podjazd. Okazało się, że Chmielnicki stanął w Przyłukach, 87 km od Cudnowa. Hetmani szybko wysłali listy, zgodnie z intencją króla obiecujące Kozakom amnestię i przywrócenie łask, powrót do majątków i przywilejów. Zwołano radę wojenną: zwyciężyła koncepcja kontynuacji oblężenia Szeremietiewa i przełamywania jego obrony. I tak, 28 września, kombinowane uderzenie polsko-tatarskie znów przerwało szyki rosyjskie: Polacy i orda wtargnęli do obozu, zmuszając siły Moskwy do odwrócenia frontu. Odznaczył się wtedy pułk Sobieskiego pod dowództwem rotmistrza Stefana Bidzińskiego. Tylko brak wsparcia ze strony Potockiego uchronił armię Szeremietiewa i Cieciury od zupełnej zagłady.
W początkach października walki przybrały charakter pojedynku artyleryjskiego. Jan Sapieha wysunął projekt zmiany biegu Teterewa, by zalać wojska moskiewsko-kozackie. Ale przekraczało to ówczesne możliwości inżynieryjne. Zmuszenie do kapitulacji poprzez zagłodzenie było łatwiejszym sposobem, gdyż Rosjanom brakowało „wiszaru i chrustu”, czyli trawy rosnącej na bagnach i opału. 6 października Szeremietiew znów usiłował wyrwać się z oblężenia, ale próba nie powiodła się.
Tymczasem kolejny, potężny podjazd Dymitra Wiśniowieckiego wrócił z wiadomością, że Jerzy Chmielnicki z 40 tys. Kozaków i 30 działami stanął w osadzie Słobodyszcze, 27 km od Cudnowa. Na radzie wojennej uznano, że najlepiej rokujący był projekt hetmana Lubomirskiego. Zakładał rozdzielenie sił koronnych: hetman Potocki miał blokować Szeremietiewa, podczas gdy Jerzy Lubomirski miał cichcem wyjść z obozu i zaatakować Chmielnickiego. Jak zwykle w takich wypadkach, pojawiły się animozje: obydwaj wodzowie polscy chcieli ozdobić skronie laurem niekwestionowanego triumfatora. Narada trwała całą noc, a o jej temperaturze świadczy wypowiedź Lubomirskiego pod adresem jednego z pułkowników hetmana Potockiego: „Waszmościowie nauczyliście się każdą imprezę przegrać... z wielką ruiną Rzeczypospolitej... bić się nie chcecie”.
Aby lepiej osłonić siły Potockiego, tabor polski przesunięto za Teterew, podczas gdy 7 października, o świcie, hetman polny ruszył komunikiem, bez taborów, na Słobodyszcze. Wiódł ze sobą ok. 10 tys. żołnierzy, obok przemykało 6 tys. ordyńców. Armia Chmielnickiego liczyła ok. 41 tys. ludzi. Szybki pochód kolumn Lubomirskiego spowodował, że znajdujące się w awangardzie jazda Jana Wyhowskiego i Tatarzy zaskoczyli zupełnie nieprzygotowanych i nieobwarowanych Kozaków, pasących i pojących konie.
Problemem dla dywizji polskiej stało się przebrnięcie przepraw przez błota rzeki Hniłopiat. Pod osłoną ognia artylerii do akcji weszli dragoni porucznika Patryka Gordona, autora obszernego „Tagebucha”, i Tatarzy, którzy spędzili kozacką obronę przeprawy. Zdołano też naprawić most i Lubomirski mógł natychmiast rozwinąć swe siły do walki. Przedpole oczyścił pułk Sobieskiego, po czym wojska miały atakować pod górę, gdyż Chmielnicki rozłożył siły na wzgórzu.
W sztuce wojennej niezwykle ważne jest, przy przewadze przeciwnika, skupienie wysiłku na wybranym odcinku rokującym sukces. Lubomirski gros sił rzucił na lewe skrzydło – 4 tys. jazdy – powierzając dowództwo Janowi Sobieskiemu. W centrum stanęła piechota i dragonia, na prawym 2 tys. kawalerii pod chorążym lwowskim Andrzejem Sokolnickim; odwód zapewne stanowił pułk Dymitra Wiśniowieckiego.
Szturm pod górę, pod gradem kozackich kul, był niezwykle ryzykowny. Ale opłacił się sowicie. Najpierw wdarli się dragoni porucznika Gordona, za nimi piechota i chorągwie jazdy. Kozacy nie wytrzymali gwałtownego ataku i w panice zaczęli uciekać. Jurko miał wtedy poprzysiąc, że jak ocaleje z pogromu, pójdzie do monastyru. Słowa dotrzymał.
Polacy przegrali jednak z żądzą łupów. Żołnierze niższych znaków zaczęli grabić obóz. I byłoby im się to udało, gdyby na uciekających Kozaków nie spadły ukryte w lesie czambuły tatarskie. Wtedy przerażeni, acz zdeterminowani mołojcy zawrócili do obozu i wypchnęli z niego plądrujących Polaków.
8 października Lubomirski otrzymał list hetmana wielkiego, wzywający go na pomoc, gdyż Szeremietiew usiłował wyrwać się z okrążenia. Wódz moskiewski wiedział, co się dzieje pod Słobodyszczem, gdyż był informowany listownie przez Chmielnickiego, który radził wojskom carskim ruszyć na Piątek, gdzie i on zamierzał maszerować. Hetman polny zablokował więc tysiącem Tatarów i pułkiem Sapiehy drogę ewentualnego podejścia Szeremietiewa i ruszył pod Cudnów, uprosiwszy bogatymi podarunkami Safera Gireja, by jego Tatarzy, wraz z kilkoma chorągwiami polskimi, zablokowali siły Chmielnickiego.
Te Deum!
Walki 14 października 1660 r. okazały się przełomem w kampanii. Najpierw moskiewską straż przednią zaatakowali husarze. Lubomirski jeszcze nie dotarł, więc Szeremietiew po czterech godzinach uporczywych walk zdołał przedrzeć się przez polskie umocnienia. Ale i dywizja hetmana Potockiego przetrwała nawałę ogniową kontratakując. Polacy znów sformowali szyki i tym razem szarże husarii okazały się skuteczne. Tabor rozerwano, ale znów Tatarzy, przywołani spod Słobodyszcz strzałami armat, zajęli się łupieniem obozu, co umożliwiło Szeremietiewowi odbudowę obrony.
Jednakże wielu ogarniętych paniką Kozaków zaczęło uciekać z taboru. Armia rosyjska została przyparta do lasu i ostrzelana przez artylerię gen. Fromholda de Ludinghausena Wolffa. Naprzeciw sunącej ospale i z niewiarą 12-tysięcznej dywizji Chmielnickiego hetmani pchnęli wydzielony pułk Dymitra Wiśniowieckiego. Na wieść o porażce Rosjan, nie doszło nawet do walki. Szeremietiew sam, z uporczywą odwagą bronił się jeszcze przez dwa tygodnie pod Rośnicą, podczas gdy Chmielnicki poprosił o pokój.
Zabrzmiało uroczyste „Te Deum laudamus”. Strony polska i kozacka zgodziły się na przywrócenie traktatu hadziackiego, ale bez tworzenia trzeciego członu Rzeczpospolitej – Księstwa Ruskiego. Kozacy i cały lud Ukrainy mieli zaprzysiąc posłuszeństwo królowi polskiemu. Do Polski wracała Ukraina Prawobrzeżna. Obie strony wydawały się zadowolone, a wino, rozlewane szczodrze przez Lubomirskiego do pucharów na bankiecie, zdawało się przemawiać do serc mołojeckich.
Po czym nastąpił zgrzyt. Chodziło o Kozaków Cieciury, stojących w obozie obok Szeremietiewa. Gdy uzgodniono już ich odejście od Rosjan, nagle na wymykających się zza wałów Kozaków spadły czambuły tatarskie. Cieciurę zdołano uratować, ale wielu Kozaków Tatarzy zaszlachtowali lub powlekli w jasyr. Szeremietiew, nie mogąc się doczekać odsieczy carskiego wojewody Kijowa kniazia Jurija Boratyńskiego, przymuszony buntem własnych oddziałów, rozpoczął pertraktacje. 1 listopada armia rosyjska kapitulowała, oddając broń i płacąc 300 tys. okupu chanowi; tajny układ polsko-tatarski przewidywał wydanie Szeremietiewa chanowi. I znów najbardziej zawodni sojusznicy polscy otoczyli wychodzących Kozaków i w iście dantejskiej scenerii 9 tys. mołojców powlekli do niewoli. Także na bezbronną kapitulującą armię moskiewską chronioną przez Polaków, w nocy z 4 na 5 listopada, spadł wściekły atak ordy. Na zarzuty polskie o złamanie zasad wojennych murza Kammechmet odrzekł, że było to dzieło prostych ordyńców i kismet – los tak chciał...
Car nie wykupił Wasyla Szeremietiewa za proponowane przez chana 50 tys. talarów. Przez 20 lat będzie on cierpieć w niewoli, ale zniesie wszystko i umrze w podeszłym wieku w ojczyźnie, we wsi Czerkino. Jeśli już oceniać wodza carskiego, to do klęski przyczynił się nie on, umiejętnie i uporczywie dowodząc wojskami w obronie, ale bardziej Chmielnicki ze swą nieporadnością i unikaniem walki.
Cudnów i Słobodyszcze to jedne z największych, a mało znanych zwycięstw polskich. „Dawni żołnierze, moskiewskie, inflanckie, pruskie wojny pamiętający, nie pomną tak pięknej i ciężkiej wojny; bo przez siedm niedziel w każdy dzień wolno się było bić” – napisał autor diariusza. Zwycięską kampanię uwiecznił w obszernym poemacie pułkownik Samuel Leszczyński: „Weselże się Ojczyzno, z tak wielkiej wygranej, Pokój w Polszcze! Do Rusi do ziemie obiecanej, Masz przystęp, jeno umiej postępować”.
Na sejmie wiosennym 1661 r. hetman Stanisław Rewera
Potocki(
) rzucił do nóg króla 137 zdobytych sztandarów; Stefan Czarniecki – 190.