Wyprawa na południe
Posty: 49
• Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Re: Wyprawa na południeSkoro już ktoś przeszedł i przekazał informacje że wioska padła to nie ma sensu tam iść. Udamy się w głąb wyspy. Tam czekają kolejne wioski. Sojusznicy twierdzą że niektóre to już są miasta otoczone kamiennymi murami.
(-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południePotrzebne więc działa. Albo podkopy.
Karol von Tauer-Sienicki herbu jelito odmienne Członek Zakonu Krzyżackiego Namiestnik w wojsku Rzeczpospolitej Miecznik rawski
Re: Wyprawa na południeWiedząc już że skrzydło jest bezpieczne ludzie Orańskiego podjęli marsz w stałym porządku.
Regimentarz przeczuwał już jak ta droga będzie wyglądać i nie pomylił się. Już po pierwszym kilometrze natknęli się na kolejny zasiek. Indianie rozstawili się do osłony, a hajducy razem z kanonierami za pomocą toporów i siekier rołupywali zarządzające drogę pnie. Oczyściwszy drogę powrócili na swoje miejsca i kolumna posuwała się dalej. Po drodze jeden z zaprzęgów artyleryjskich uszkodził koło na sporym głazie. Trochę minęło zanim doprowadzono pojazd do porządku i oddział zakończył przymusowy postój. Następną przeszkodą była już solidniej od pierwszej wykonana zapora. Aby ją naruszyć potrzebny był strzał granatem artyleryjskim. Nim rozebrano resztę było już po piątej wieczorem. Wojsko uszło jeszcze dwa kilometry i zatrzymało się na nocleg. (-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południeKolejna noc spędzona w lesie minęła pod znakiem trzech fałszywych alarmów z których najpoważniejszym było pojawienie się aligatora, acz zwierze szybko przestaszyło się strzałów muszkietowych choć te były niecelne.
Rano aby ludzie jeszcze wypoczeli regimentarz zarządził wymarsz dopiero o dziewiątej. Marsz jak poprzedniego dnia: dżungla, zasieki i niepewność czy za następną przeszkodą nie czai się wróg. Pierwszą przeszkoda została rozmontowana bez problemu w dwadzieścIa minut. Kolejna także. Trzecia nie wiadomo czy specjalnie czy przypadkiem zadziałała tak że kiedy hajduk wyjął jednen konar cały mur się zawalił ciężko raniąc trzech żołnierzy i lekko kolejnych trzech w tym stojącego najbliżej tubylca. Po opatrzeniu ran i uprzątnięciu rumowiska wyprawa w posępnym nastroju ruszyła naprzód. -Jeszcze jedna? Daliby pokój.-zdenerwował się Krzysztof -Teraz jest mocniejsza. Znowu trzeba będzie wysadzić.-zauważył dowódca artylerii -Zwykły sposób działania-spokojnie zarządził dowódca i piechota dobyła narzędzi. Kiedy zbliżali się do muru zza niego i z boków wyłonili się wojownicy wroga. Niemal natychmiast rajtaria otworzyła ogień osłaniający. Maarten i Maurycy sięgnęli do toreb po granaty, popatrzyli na siebie i razem rzucili bomby za mur. Po chwili wśród wybuchu było słychać jęki rannych. -Artyleria! Rozwalić mi tę kupę kamieni!-krzyknął Niderlandczyk, ale nim zdążył się obejrzeć usłyszał za sobą krzyk: "Padnij!". Wszyscy momentalnie przypadli do ziemi. Padła salwa i przeszkoda się zachwiała. -Osłaniać artylerz...-zaczął wydawać komendę hajducki porucznik, ale padł z gardłem przeszytym strzałą. -Wykonać!-krzyknął Orański Wojsko otoczyło działa kordonem kiedy kanonierzy przygotowywali je do strzału. -Ognia!-rozbrzmiała komenda i tuż potem przeszkoda zwaliła się z hukiem. -Naprzód!-powiedział podkomorzy i wyciągnął szablę. Po raz kolejny jednak wróg umknął pogoni. Kolumna kontynuowała marsz. (-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południePo kilkudniowym odpoczynku w Fort Jakub Trzeba było znów zabrać się do roboty. Po zapadnięciu zmroku z portu wyruszyła eskadra złożona ze szkunera nazwanego teraz "Hardy" i brygów "Złoty Lew II", "Agata" oraz "Jeździec". Na pokładach znajdowało ponad trzy i pół setki wojowników indiańskich. Niektórzy z marynarzy byli niezadowoleni z tego kto jest ich pasażerem i otwarcie okazywali im wrogość. Na hardym doszło nawet do krwawej bójki zakończonej dwoma rannymi po stronie tubylców i jednym po stronie marynarzy. Ranni mogli kontynuować pracę ponieważ rany nie były głębokie. Godzinę później z "Jeźdźca" dostrzeżono Indiańską tratwę. Mimo że wody były kontrolowane przez przyjaciół dla bezpieczeństwa ogłoszono alarm. Jako że jednostka nie podjęła żadnych wrogich ruchów alarm został odwołany. Kolejny raz ataku oczekiwano gdy wyprawa mijała jeden z portów wroga Nareszcie nawigatorzy zameldowali przybycie na plaży. Na wodę trafiły szalupy. W ciągu kilkudziesięciu minut na ziemi stanęli wszyscy członkowie oddziału partyzanckiego. Dowódca poprowadził swoi ludzi w głąb lasu i założył tam obóz. Z obozu niczym tatarskiego wyruszyły z niego patrole celem rozpoznania terenu i ewentualnego pochwycenia jeńców z mniejszych oddziałów przeciwnika. (-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południeDosyć już zadomowieni w dżungli partyzanci postanowili podjąć bardziej zdecydowane działania. Pierwszym celem miała się stać bliższa wioska portowa. Zwiadowcy już dzień wcześniej wykryli brak większych sił które by ją miały ochronić. Przyszli najeźdźcy bezładną kupą zanurzyli się w gąszcz. Z oczywistych względów wybrali nie drogę, a zwarty las wyrąbując sobie drogę maczetami. Szli spokojnie i ostrożnie nie chcąc wpaść na jakieś niebezpieczne zwierzę. Na żadne nie wpadli, ale wysunięte czujki dostrzegły polującego myśliwego. Nie było szans na przejście niezauważonym więc biedak usiał zginąć. Zwiadowca zbliżył się do łowcy i zabił go strzałką z dmuchawki. Ofiara nie wydała żadnego dźwięku. Na miejscu oczom wojowników ukazała się wioska żyjąca normalnym pokojowym życiem. Nawet bramy były otwarte. Nie było jednak rady. Rozkaz to rozkaz. Kolejni tropiciele wysunęli się naprzód i tą samą bronią zlikwidowali wartowników. Na tym skończyło się ciche działanie. Zaalarmowani mieszkańcy i wojowie pospiesznie brali co im w ręce wpadło. Najeźdźcy byli nieubłagani cięli każdego co miał jakikolwiek niebezpieczny przedmiot w ręce. Zgonienie wieśniaków pracujących na polach wokół osady poszło gładko. Gorsza robota zaczęła się w samym porcie. Tam na atakujących dosłownie zewsząd poleciały strzały, kamienie i gliniane naczynia. Łucznicy odpowiedzieli ogniem do zauważonych sylwetek przeciwników. Następnie na rozkaz wodza poleciały płonące strzały które podpaliły kilka domów. ten ruch sprowokował mieszkańców do szaleńczego statecznego szturmu. W pierwszym momencie partyzanci byli oszołomieni i przestraszeni ale komendy wodzów natychmiast doprowadziły ich do porządku i zasypali oni biegnących gradem pocisków. Mało który przeżył, ale nie zatrzymało to ich. Dopiero walka wręcz zadecydował o ostatecznym zwycięstwie napastników. Wygrani żołnierz którzy dotarli do pirsu spostrzegli że wytknęło się kilka canoe i chcieli żeby ich ścigać. Z rozkazu naczelnego wodza, bowiem celem tej akcji było aby się o niej dowiedziano, skończyło się na średni skutecznym ostrzale z łuków. (-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południeKarol von Tauer-Sienicki pierwszy raz od trzech dni swojej ukrytej działalności partyzanckiej miał okazję zrelacjonować swoje działania w liście do Podkomorzego Orańskiego:
Karol von Tauer-Sienicki herbu jelito odmienne Członek Zakonu Krzyżackiego Namiestnik w wojsku Rzeczpospolitej Miecznik rawski
Re: Wyprawa na południeW tym samym czasie wody wokół wyspy pruły okręty floty kolonialnej z żołnierzami na pokładzie. Wyruszyli jeszcze w nocy więc większość wojska spała. Tylko biedni marynarze musieli uwijać się przy żaglach. Na szczęście nikt nie niepokoił eskadry. Około 11.00 wszystkie jednostki opuściły kotwicę w okolicach przyjaznego portu i rozpoczęły wyładunek ludzi i sprzętu. Najpierw na ląd zeszła piechota z bronią osobistą, następnie konni rajtarzy. Na rozkaz regimentarza zdemontowano też cztery ciężkie armaty z jednego z okrętów. Naczelnik osady chciał oficjalnie powitać przybyłych ale Maurycy nie dozwolił. Szybkim marszem oddziały zmierzały w głąb wyspy. Nikt nie spodziewał się natknięcia na wroga więc strażnicy w awangardzie nie byli zbyt uważni. -Hej, co to było?-przestraszonym głosem zapytał młody Szkot swego towarzysza -Pewnie jakieś zwierze-uspokoił go kolega. -Nie. To nie zwieze. Ktoś ciąć roślinę-sprostował indiański zwiadowca. -Do broni-rozległy się szepty W pół minuty wszystkie śmiercionośne maszyny były skierowane na miejsce z którego dochodził miarowy chrzęst. Nagle ten dźwięk ustał. -Oczy dookoła głowy. Chyba nas zauważyli-rozkazał Orański chwilę potem. Dalsze dyspozycje przerwał wytarzał ze szkockiego muszkietu. Wróg z diabelskim krzykiem ruszył do ataku. Po chwili zahuczało setki rur. Był to jednak jedyny ich głos w tej potyczce. Tubylcy byli zbyt blisko. W ruch poszły rapiery, pałasze i szable. Gwardia szkocka dała prawdziwy popis szermierki. Nikt spośród nich nie był nawet ranny, a przed ich pozycjami leżał dywan martwych przeciwników. -Dajcie znać wiosce aby pochowali ich zgodnie ze zwyczajem-powiedział patrząc ponuro na trupy podkomorzy. Goniec został niezwłocznie wysłany. Tym czasem marsz był kontynuowany. Bez dalszych przygód osiągnięto cel wędrówki. Zgodnie z dobrymi obyczajami najpierw wysłano poselstwo. Podczas gdy wysłańcy pertraktowali kanonierzy składali działa okrętowe. Negocjacje spełzły na niczym. Osiemnastofuntówki rozpoczęły piekielny koncert. Nieprzystosowane do takiego ostrzału umocnienia wytrzymały ledwie dziesięć minut kanonady. Po tym czasie wśród murów widniał wyłom na kilkadziesiąt metrów. -Naprzód! Za Boga, Króla i Ojczyznę!- wykrzyknął regimentarz. Zawtórował mu krzyk setek gardeł, a następnie melodie fletów, bębnów i dud. Te ostatnie zrobiły wrażenie na obrońcach ponieważ nie znali tego dźwięku. Wprowadził on zabobonny lęk. Słysząc i mniej więcej rozumiejąc krzyki z murów Niderlandczyk polecił dziecięciu rajtarom za wszelką cenę chronić dudziarzy. Walka w zwarciu rozpoczęła się szarżą radziwiłłowskich rajtarów na dopiero co obsadzony wyłom. W kilkanaście sekund wróg uciekał jakby go czarci gonili. Zaraz za jazdą, wbiegli sojusznicy, a za sojusznikami Szkoci z hajdukami. Przestraszeni obrońcy gdziekolwiek pojawił się piekielny muzyk szybko odstępowali do oporu. Raz uratował on odcinek od przerwania ponieważ obrońcy otrzymali wsparcie z wewnątrz miasta i zdecydowali się na kontratak. Polacy wraz z sojusznikami zostali zupełnie zaskoczeni nagłym przypływem siły wrogów. Podczas odwrotu zdarzył się nawet wypadek-jeden z piechurów stracił równowagę i spadł z murów. Chwilę po tym przygnębiającym wydarzeniu zjawił się wreszcie wyczekiwany szkot co ułatwiło skonsolidowanie oporu i odepchnięcie obrońców na miejsce. Wszyscy szturmujący ruszyli w głąb miasta. Nagle obrońcy stanęli. Zrobili to też atakujący w obawie przed następnym kontrnatarciem. Ku szokowi obu stron z drugiej strony ulicy wyłonili się dragoni pod dowództwem pana von Tauer Sienickiego. Otoczeni obrońcy próbowali jeszcze ostrzelać nacierających, ale nim doszło do walki na białą broń wszyscy się poddali. Podobnie jak miasto obok którego mieszkańcy zostali szybko poinformowani przez uciekinierów o klęsce. Można było świętować. (-) Maurycy Wilhelm Jerzy Orański-Nassau wicekról Nowej Kurlandii wojewoda sandomierski, pan na Tarnowie, admirał królewskiej floty koronnej
Re: Wyprawa na południeNo to Mości Panie Maurycy możemy sobie podać rękę z tą ranną ręką-rzekł Sienicki który doszedł już do siebie. Nosił on rękawicę i opancerzenie na kontuzjowanej ręce cały czas, by zaoszczędzić sobie czasu z zakładaniem i ściąganiem.
Karol von Tauer-Sienicki herbu jelito odmienne Członek Zakonu Krzyżackiego Namiestnik w wojsku Rzeczpospolitej Miecznik rawski
Posty: 49
• Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Kto przegląda forumUżytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości |
||