Wykład VIII "Taktyka Husarii"
Napisane: 30 mar 2011, 20:49
Taktyka Husarii
Czyli tajemnica jej sukcesów (Część I)
"Spojrzymy: husaria już rozpuściła konie. Boże, co za impet! Wpadli w dym... znikli [...] Aż zagrzmiało coś i dźwięk się uczynił, jakby w tysiącu kuźni kowale młotami bili. Spojrzymy: Jezus Maria! Elektorscy mostem już leżą jako żyto, przez które burza przejdzie, a oni już hen za nimi! jeno proporce migocą! Idą na Szwedów! Uderzyli na rajtarię - rajtaria mostem! Uderzyli na drugi regiment - mostem! [...] Wszystko pierzcha, wszystko się wali, rozstępuje, idą jakby ulicą... bez mała przez całą armię już przeszli! Zderzą się z pułkiem konnej gwardii, wśród którego Carolus stoi... i gwardię jakoby wicher rozegnał!"
Ten opis szarży husarii pochodzący z "Potopu" Henryka Sienkiewicza choć porywający i barwny nic tak właściwie nie mówi o taktyce jaką stosowała ta prześwietna jazda. A przecież to w dużej mierze właśnie jej zawdzięcza ona swoje oszałamiające sukcesy.
Kiedy zainteresujemy się husarią i jej historią zadziwi nas zapewne, jak to się działo, że potrafiła ona rozbijać wielokrotnie silniejszego nieprzyjaciela a przy tym straty przy atakach na ziejące ogniem czworoboki piechoty (osłonięte dodatkowo pikinierami) były tak zadziwiająco niskie. Weźmy np. Kircholm, gdzie zginęło ok.100 Polaków a 200 było rannych, przy stratach Szwedów ocenianych na 6-9tysięcy ludzi.
Aby rozwiązać tą zagadkę, należy zdać sobie sprawę z kilku rzeczy. Po pierwsze z bardzo ograniczonej skuteczności broni palnej w tym czasie. Po drugie z tego, że husaria potrafiła minimalizować skutki jej działania. Ale najlepiej przedstawić to na konkretnym przykładzie. Weźmy typową sytuację z przełomu XVI i XVIIw. Chorągiew husarii (w liczbie 200 jeźdźców) atakuje regiment piechoty (załóżmy, że liczy on 600 ludzi, z czego 400 to muszkieterzy a 200 to pikinierzy). Piechota w tym czasie szykowała się do walki w płytszym ugrupowaniu niż to miało miejsce we wcześniejszym okresie (np. na początku XVIw. regułą były czworoboki piechoty po 50 - i więcej - ludzi w szeregu i 50 rzędach). Miało to szereg zalet, między innymi i tą, że wprowadzano na raz do boju większą ilość ludzi w pierwszym szeregu. Ustawiano się w ten sposób, że 6 szeregów (choć bywało też więcej np. 10) muszkieterów osłanianych było przez 3 szeregi pikinierów (sposobów ustawienia było rzecz jasna dużo więcej; opisywany szyk piechoty należy traktować jako jeden z wielu możliwych). Dlaczego akurat tyle? Liczba szeregów muszkieterskich wynikała z niskiej szybkostrzelności ówczesnej broni palnej (nie większej niż 1 strzał na 2 minuty). Dodać należy, że i tak był to spory postęp w stosunku do lat wcześniejszych, gdzie np. w 1 poł. XVIw. wynosiła ona zaledwie 1 strzał na 12 minut. Liczbę zaś pikinierów dobierano tak, aby była jak najmniejsza ale żeby miała jeszcze możliwość powstrzymać swoimi pikami atak wrogiej jazdy (w tym czasie ustaliły się między pikinierami a muszkieterami proporcje jak 1 do 1 lub 1 do 2). Chcąc zachować płynność prowadzenia ognia, w Europie zachodniej rozwinęła się taktyka piechoty zwana kontrmarszem. Polegała ona na tym, że strzelano pojedynczymi szeregami (wysuwając się 10 kroków przed ugrupowanie), gdy pozostałe szeregi ładowały w tym czasie broń. Po wystrzeleniu wycofywano się na koniec ugrupowania, robiąc miejsce dla kolejnego szeregu (technik kontrmarszu było zresztą więcej; można było np. miarowo cofać się całym ugrupowaniem, lub posuwać się do przodu - ale nie jest to dla naszych rozważań istotne). Gdy pozostałe 5 szeregów oddało swoją salwę, pierwszy szereg zdążył już nabić muszkiety i był gotowy do strzału. Jak więc z tego widać całość ugrupowania mogła oddawać salwy już co 20 sekund, gdy poszczególne szeregi tylko co 2minuty.
Jakie z kolei było ustawienie piechoty w ugrupowaniu? Piechurzy stawali co 1,5m, z jednej strony po to aby mieć samemu miejsce na swobodne nabijanie broni, z drugiej zaś aby móc przepuszczać wycofujących się po oddaniu strzału na koniec ugrupowania. Pikinierzy osłaniali muszkieterów wysuwając się przed nich, ale dopiero wtedy, gdy groziło niebezpieczeństwo ze strony wrogiej kawalerii, czy pikinierów przeciwnika. Front więc takiego regimentu zajmował około 100m (600 ludzi w 9 szeregach z odstępami 2metrów między kolumnami).
Jak z kolei stawała husaria?
W tym okresie husaria szykowała się do boju w 3-4 szeregi (choć bywało, że znacznie głębiej). Przyjmijmy, że były to 4 szeregi. Odległości między husarzami podczas prawie całej szarży (przed samym uderzeniem dochodziło do bardzo ciekawego momentu - o czym później) wynosiły przynajmniej długość konia. Umożliwiało to:
1. Wykonywanie zwrotów "po koniu", co z kolei dawało możliwość przerwania w każdej chwili szarży, bez zamieszania w szeregach.
2. Omijanie niespodziewanych przeszkód na drodze (chociażby leżących na pobojowisku rannych, zmarłych czy końskich trupów).
3. Utrudniało celowanie do tak luźnego szeregu.
4. Przy szarżach na inną kawalerię umożliwiało "wejście" w przeciwnika.
Przyjmując tę odległość na 4m (ściślej rzecz ujmując odległości między husarzami wynosiły 3m plus 1m szerokości konia z jeźdźcem) otrzymamy front ugrupowania liczący 200m (200 ludzi w 4 szeregach w odległości 4m między końmi w szeregu). Jak więc widać, był on szerszy od 3-krotnie liczniejszego ugrupowania piechoty (o zaletach z tego wynikających później).
W pierwszym szeregu znajdowało się 50 husarzy (co było zaszczytem przysługującym towarzyszom husarskim; członkowie pocztów tzw. pocztowi stawali za nimi) i był to szereg najbardziej narażony na ogień piechoty. Pozostałe 3 szeregi stawały za nimi, co chroniło je w bardzo znacznym stopniu od czołowego ognia. Jak przebiegała sama szarża? Przedstawia to poniższy rysunek.
Husaria (w typowych warunkach) zaczynała szarżę w odległości ok. 375 metrów od przeciwnika. Pierwsze 75 metrów przejeżdżała stępem, później 150 metrów kłusem, kolejne 120 metrów galopem by na 30 metrów przed ugrupowaniem przejść w cwał (dotyczy to tylko 1-szego szeregu). Tylne szeregi przechodziły w cwał wcześniej (na ok. 60m przed ugrupowaniem przeciwnika). Dlaczego szarża przebiegała akurat w ten sposób?
Otóż koń - jak każda żywa istota - męczy się. Konieczność oszczędzania jego sił, których najwięcej tracił w cwale, a które musiały wystarczyć na wielokrotne niekiedy szarże, czy na końcowy pościg za rozbitym nieprzyjacielem, dyktowała taki a nie inny sposób. Wiąże się to również z odległością rażenia z broni palnej. Lecz najważniejsze było to, że siła uderzenia chorągwi zależała od zwartości jej szyków. I o ile w stępie, kłusie czy nawet galopie można utrzymać szyk, to już w cwale jest to niemożliwe (na dłuższym odcinku) - każdy koń cwałuje bowiem z inną prędkością. Przy ataku czworoboku pikinierskiego najważniejsze zaś było równoczesne wejście całym frontem w szyk wroga.
Cóż by to wszystko jednak znaczyło, gdyby nie można było powalić tych pikinierów. Przecież to właśnie zbrojni w długie (4-5m) piki byli przyczyną upadku i zaniku średniowiecznego rycerstwa. Jak bowiem taki rycerz miał się "dobrać" do ugrupowania pikinierów, gdy sam dysponował jedynie (i to w najlepszym przypadku) 4-ro metrową kopią. Nim rycerz dosięgnął nią piechura, jego koń już nadziewał się na pikę. Jeszcze gorzej ta sprawa wyglądała porównując szanse ówczesnej jazdy zachodnioeuropejskiej, która w ogóle zrezygnowała z kopii.
W przypadku husarii było inaczej. Kopia husarska, dzięki innej niż średniowieczna konstrukcji (drążona w środku od końca aż po gałkę), była od swej poprzedniczki o wiele dłuższa (nawet 5,5m) a przy tym lżejsza. Co ważniejsze była także dłuższa od pik (potwierdzają to wszelkie materiały źródłowe oraz nieliczne zachowane do naszych czasów egzemplarze). Mógł więc husarz powalić pikiniera, zanim jego pika dosięgnęła konia husarskiego.
Rozwiązanie zaś zagadki wcześniejszego przejścia w cwał tylnych szeregów jest związane z najciekawszą fazą szarży. Pozwalało to na zrównanie drugiego szeregu z pierwszym. Co to dawało? Bardzo wiele, uzupełniało straty pierwszego szeregu a poza tym, po zrównaniu dwóch pierwszych szeregów, odległości między jeźdźcami zmniejszały się 2-krotnie (z 4 do 2m). Dodatkowo cały front chorągwi ścieśniał się w ten sposób, że skrzydłowi parli końmi do środka szyku. Dawało to maksymalną zwartość ugrupowania (odległości między jeźdźcami w tym momencie można szacować na mniej niż 1,5m; pamiętnikarze mówią nawet o szyku "kolano w kolano"), a co za tym idzie największą siłę przełamującą.
Zauważmy, że o ile na początku szarży naprzeciw 1 husarza (w pierwszym szeregu) stało 2 pikinierów, o tyle tuż przed uderzeniem w czworobok piechoty na 2 pikinierów przypadało ponad 2 husarzy (pikinierzy nadal stali w odległościach półtorametrowych, husarze jednak mniej niż półtorametrowych). Szerokość całego frontu chorągwi zmniejszała się do około 130-140m, ale jak widać - była ona nadal większa od szerokości regimentu piechoty, który wynosił 100 metrów. Tak uderzająca husaria miała wszelkie możliwości przełamania szyku wroga. W pierwszej linii na 100 kopii husarskich przypadało niecałe 70 pik piechoty. Dodatkowo szerszy front chorągwi husarskiej pozwalał przeskrzydlić regiment piechoty. A wiadomo, że uderzenie w skrzydło ugrupowania (nie tylko zresztą piechoty, jazdy także) jest o wiele groźniejsze i skuteczniejsze niż we front szyku.
Ale to nie wszystko. Zakładając, że pierwszy szereg pikinierów zostanie powalony przez husarię, pozostają jeszcze dwa szeregi broniące dostępu do muszkieterów. Jak husaria je pokonywała? Możliwe jest kilka odpowiedzi. Pierwsza - husarze ustawieni byli w gęstszym szyku (choć niewiele gęstszym) niż piechota. Po pierwszym starciu pozostała więc część husarzy z całymi kopiami, mogących kontynuować natarcie na drugą linię pikinierów. Druga sprawa - husarze z połamanymi kopiami mogli posłużyć się ułamanym drzewcem - które miało jeszcze dość znaczną długość (2-3m) - do roztrancania pik kolejnych szeregów i rażenia pikinierów (ugodzenie w twarz takim ułomkiem kopii nawet jeśli nie było śmiertelne, powodowało znaczne okaleczenie i eliminację piechura z walki). Trzeci wariant wykorzystuje fakt przeskrzydlenia szyków wroga. Załamanie się obrony na skrzydłach, prowadzić mogło do "zwijania" ugrupowania nie od czoła ale od boków. Ostatnia w końcu możliwość, to wspieranie pierwszego szeregu husarii przez dwa kolejne. Potrzeba było do tego wolnej przestrzeni w pierwszym szeregu husarii (której przed samym "wejściem" w ugrupowanie piechoty nie było - odległości wynosiły przecież niecałe 1,5m). Ale owo "wejście" z pewnością łamało szyk husarii na tyle, że tu i ówdzie tworzyła się luka dostatecznie duża, aby husarz z tylnego szeregu mógł z niej skorzystać.
Najprawdopodobniej wszystkie te czynniki grały jakąś rolę a ich suma dawała efekt końcowy w postaci przełamania wrogiego ugrupowania. Pamiętać także należy, że nawet jeśli przełamanie nie następowało w pierwszej szarży, husaria mogła odskoczyć od przeciwnika, przegrupować szeregi (w tym czasie husarze, którzy nie skruszyli kopii wysuwali się do pierwszego szeregu) i ponownie zaatakować nadszarpnięty szyk piechoty. Ostatecznie, jeśli nawet jeździe zachodniej (choć rzadko) udawała się ta sztuka, to husaria, która była bardziej do tego predysponowana z pewnością radziła sobie w takich zadaniach znacznie lepiej (zresztą nie trzeba tutaj zdawać się na przypuszczenia, wystarczy zapoznać się z opisami bitew w których husaria spotykała się piechotą zachodnią, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości).
Opracował - Radosław Sikora
Przedstawił - gen. płk. Henryk hr. Horoch
Czyli tajemnica jej sukcesów (Część I)
"Spojrzymy: husaria już rozpuściła konie. Boże, co za impet! Wpadli w dym... znikli [...] Aż zagrzmiało coś i dźwięk się uczynił, jakby w tysiącu kuźni kowale młotami bili. Spojrzymy: Jezus Maria! Elektorscy mostem już leżą jako żyto, przez które burza przejdzie, a oni już hen za nimi! jeno proporce migocą! Idą na Szwedów! Uderzyli na rajtarię - rajtaria mostem! Uderzyli na drugi regiment - mostem! [...] Wszystko pierzcha, wszystko się wali, rozstępuje, idą jakby ulicą... bez mała przez całą armię już przeszli! Zderzą się z pułkiem konnej gwardii, wśród którego Carolus stoi... i gwardię jakoby wicher rozegnał!"
Ten opis szarży husarii pochodzący z "Potopu" Henryka Sienkiewicza choć porywający i barwny nic tak właściwie nie mówi o taktyce jaką stosowała ta prześwietna jazda. A przecież to w dużej mierze właśnie jej zawdzięcza ona swoje oszałamiające sukcesy.
Kiedy zainteresujemy się husarią i jej historią zadziwi nas zapewne, jak to się działo, że potrafiła ona rozbijać wielokrotnie silniejszego nieprzyjaciela a przy tym straty przy atakach na ziejące ogniem czworoboki piechoty (osłonięte dodatkowo pikinierami) były tak zadziwiająco niskie. Weźmy np. Kircholm, gdzie zginęło ok.100 Polaków a 200 było rannych, przy stratach Szwedów ocenianych na 6-9tysięcy ludzi.
Aby rozwiązać tą zagadkę, należy zdać sobie sprawę z kilku rzeczy. Po pierwsze z bardzo ograniczonej skuteczności broni palnej w tym czasie. Po drugie z tego, że husaria potrafiła minimalizować skutki jej działania. Ale najlepiej przedstawić to na konkretnym przykładzie. Weźmy typową sytuację z przełomu XVI i XVIIw. Chorągiew husarii (w liczbie 200 jeźdźców) atakuje regiment piechoty (załóżmy, że liczy on 600 ludzi, z czego 400 to muszkieterzy a 200 to pikinierzy). Piechota w tym czasie szykowała się do walki w płytszym ugrupowaniu niż to miało miejsce we wcześniejszym okresie (np. na początku XVIw. regułą były czworoboki piechoty po 50 - i więcej - ludzi w szeregu i 50 rzędach). Miało to szereg zalet, między innymi i tą, że wprowadzano na raz do boju większą ilość ludzi w pierwszym szeregu. Ustawiano się w ten sposób, że 6 szeregów (choć bywało też więcej np. 10) muszkieterów osłanianych było przez 3 szeregi pikinierów (sposobów ustawienia było rzecz jasna dużo więcej; opisywany szyk piechoty należy traktować jako jeden z wielu możliwych). Dlaczego akurat tyle? Liczba szeregów muszkieterskich wynikała z niskiej szybkostrzelności ówczesnej broni palnej (nie większej niż 1 strzał na 2 minuty). Dodać należy, że i tak był to spory postęp w stosunku do lat wcześniejszych, gdzie np. w 1 poł. XVIw. wynosiła ona zaledwie 1 strzał na 12 minut. Liczbę zaś pikinierów dobierano tak, aby była jak najmniejsza ale żeby miała jeszcze możliwość powstrzymać swoimi pikami atak wrogiej jazdy (w tym czasie ustaliły się między pikinierami a muszkieterami proporcje jak 1 do 1 lub 1 do 2). Chcąc zachować płynność prowadzenia ognia, w Europie zachodniej rozwinęła się taktyka piechoty zwana kontrmarszem. Polegała ona na tym, że strzelano pojedynczymi szeregami (wysuwając się 10 kroków przed ugrupowanie), gdy pozostałe szeregi ładowały w tym czasie broń. Po wystrzeleniu wycofywano się na koniec ugrupowania, robiąc miejsce dla kolejnego szeregu (technik kontrmarszu było zresztą więcej; można było np. miarowo cofać się całym ugrupowaniem, lub posuwać się do przodu - ale nie jest to dla naszych rozważań istotne). Gdy pozostałe 5 szeregów oddało swoją salwę, pierwszy szereg zdążył już nabić muszkiety i był gotowy do strzału. Jak więc z tego widać całość ugrupowania mogła oddawać salwy już co 20 sekund, gdy poszczególne szeregi tylko co 2minuty.
Jakie z kolei było ustawienie piechoty w ugrupowaniu? Piechurzy stawali co 1,5m, z jednej strony po to aby mieć samemu miejsce na swobodne nabijanie broni, z drugiej zaś aby móc przepuszczać wycofujących się po oddaniu strzału na koniec ugrupowania. Pikinierzy osłaniali muszkieterów wysuwając się przed nich, ale dopiero wtedy, gdy groziło niebezpieczeństwo ze strony wrogiej kawalerii, czy pikinierów przeciwnika. Front więc takiego regimentu zajmował około 100m (600 ludzi w 9 szeregach z odstępami 2metrów między kolumnami).
Jak z kolei stawała husaria?
W tym okresie husaria szykowała się do boju w 3-4 szeregi (choć bywało, że znacznie głębiej). Przyjmijmy, że były to 4 szeregi. Odległości między husarzami podczas prawie całej szarży (przed samym uderzeniem dochodziło do bardzo ciekawego momentu - o czym później) wynosiły przynajmniej długość konia. Umożliwiało to:
1. Wykonywanie zwrotów "po koniu", co z kolei dawało możliwość przerwania w każdej chwili szarży, bez zamieszania w szeregach.
2. Omijanie niespodziewanych przeszkód na drodze (chociażby leżących na pobojowisku rannych, zmarłych czy końskich trupów).
3. Utrudniało celowanie do tak luźnego szeregu.
4. Przy szarżach na inną kawalerię umożliwiało "wejście" w przeciwnika.
Przyjmując tę odległość na 4m (ściślej rzecz ujmując odległości między husarzami wynosiły 3m plus 1m szerokości konia z jeźdźcem) otrzymamy front ugrupowania liczący 200m (200 ludzi w 4 szeregach w odległości 4m między końmi w szeregu). Jak więc widać, był on szerszy od 3-krotnie liczniejszego ugrupowania piechoty (o zaletach z tego wynikających później).
W pierwszym szeregu znajdowało się 50 husarzy (co było zaszczytem przysługującym towarzyszom husarskim; członkowie pocztów tzw. pocztowi stawali za nimi) i był to szereg najbardziej narażony na ogień piechoty. Pozostałe 3 szeregi stawały za nimi, co chroniło je w bardzo znacznym stopniu od czołowego ognia. Jak przebiegała sama szarża? Przedstawia to poniższy rysunek.
Husaria (w typowych warunkach) zaczynała szarżę w odległości ok. 375 metrów od przeciwnika. Pierwsze 75 metrów przejeżdżała stępem, później 150 metrów kłusem, kolejne 120 metrów galopem by na 30 metrów przed ugrupowaniem przejść w cwał (dotyczy to tylko 1-szego szeregu). Tylne szeregi przechodziły w cwał wcześniej (na ok. 60m przed ugrupowaniem przeciwnika). Dlaczego szarża przebiegała akurat w ten sposób?
Otóż koń - jak każda żywa istota - męczy się. Konieczność oszczędzania jego sił, których najwięcej tracił w cwale, a które musiały wystarczyć na wielokrotne niekiedy szarże, czy na końcowy pościg za rozbitym nieprzyjacielem, dyktowała taki a nie inny sposób. Wiąże się to również z odległością rażenia z broni palnej. Lecz najważniejsze było to, że siła uderzenia chorągwi zależała od zwartości jej szyków. I o ile w stępie, kłusie czy nawet galopie można utrzymać szyk, to już w cwale jest to niemożliwe (na dłuższym odcinku) - każdy koń cwałuje bowiem z inną prędkością. Przy ataku czworoboku pikinierskiego najważniejsze zaś było równoczesne wejście całym frontem w szyk wroga.
Cóż by to wszystko jednak znaczyło, gdyby nie można było powalić tych pikinierów. Przecież to właśnie zbrojni w długie (4-5m) piki byli przyczyną upadku i zaniku średniowiecznego rycerstwa. Jak bowiem taki rycerz miał się "dobrać" do ugrupowania pikinierów, gdy sam dysponował jedynie (i to w najlepszym przypadku) 4-ro metrową kopią. Nim rycerz dosięgnął nią piechura, jego koń już nadziewał się na pikę. Jeszcze gorzej ta sprawa wyglądała porównując szanse ówczesnej jazdy zachodnioeuropejskiej, która w ogóle zrezygnowała z kopii.
W przypadku husarii było inaczej. Kopia husarska, dzięki innej niż średniowieczna konstrukcji (drążona w środku od końca aż po gałkę), była od swej poprzedniczki o wiele dłuższa (nawet 5,5m) a przy tym lżejsza. Co ważniejsze była także dłuższa od pik (potwierdzają to wszelkie materiały źródłowe oraz nieliczne zachowane do naszych czasów egzemplarze). Mógł więc husarz powalić pikiniera, zanim jego pika dosięgnęła konia husarskiego.
Rozwiązanie zaś zagadki wcześniejszego przejścia w cwał tylnych szeregów jest związane z najciekawszą fazą szarży. Pozwalało to na zrównanie drugiego szeregu z pierwszym. Co to dawało? Bardzo wiele, uzupełniało straty pierwszego szeregu a poza tym, po zrównaniu dwóch pierwszych szeregów, odległości między jeźdźcami zmniejszały się 2-krotnie (z 4 do 2m). Dodatkowo cały front chorągwi ścieśniał się w ten sposób, że skrzydłowi parli końmi do środka szyku. Dawało to maksymalną zwartość ugrupowania (odległości między jeźdźcami w tym momencie można szacować na mniej niż 1,5m; pamiętnikarze mówią nawet o szyku "kolano w kolano"), a co za tym idzie największą siłę przełamującą.
Zauważmy, że o ile na początku szarży naprzeciw 1 husarza (w pierwszym szeregu) stało 2 pikinierów, o tyle tuż przed uderzeniem w czworobok piechoty na 2 pikinierów przypadało ponad 2 husarzy (pikinierzy nadal stali w odległościach półtorametrowych, husarze jednak mniej niż półtorametrowych). Szerokość całego frontu chorągwi zmniejszała się do około 130-140m, ale jak widać - była ona nadal większa od szerokości regimentu piechoty, który wynosił 100 metrów. Tak uderzająca husaria miała wszelkie możliwości przełamania szyku wroga. W pierwszej linii na 100 kopii husarskich przypadało niecałe 70 pik piechoty. Dodatkowo szerszy front chorągwi husarskiej pozwalał przeskrzydlić regiment piechoty. A wiadomo, że uderzenie w skrzydło ugrupowania (nie tylko zresztą piechoty, jazdy także) jest o wiele groźniejsze i skuteczniejsze niż we front szyku.
Ale to nie wszystko. Zakładając, że pierwszy szereg pikinierów zostanie powalony przez husarię, pozostają jeszcze dwa szeregi broniące dostępu do muszkieterów. Jak husaria je pokonywała? Możliwe jest kilka odpowiedzi. Pierwsza - husarze ustawieni byli w gęstszym szyku (choć niewiele gęstszym) niż piechota. Po pierwszym starciu pozostała więc część husarzy z całymi kopiami, mogących kontynuować natarcie na drugą linię pikinierów. Druga sprawa - husarze z połamanymi kopiami mogli posłużyć się ułamanym drzewcem - które miało jeszcze dość znaczną długość (2-3m) - do roztrancania pik kolejnych szeregów i rażenia pikinierów (ugodzenie w twarz takim ułomkiem kopii nawet jeśli nie było śmiertelne, powodowało znaczne okaleczenie i eliminację piechura z walki). Trzeci wariant wykorzystuje fakt przeskrzydlenia szyków wroga. Załamanie się obrony na skrzydłach, prowadzić mogło do "zwijania" ugrupowania nie od czoła ale od boków. Ostatnia w końcu możliwość, to wspieranie pierwszego szeregu husarii przez dwa kolejne. Potrzeba było do tego wolnej przestrzeni w pierwszym szeregu husarii (której przed samym "wejściem" w ugrupowanie piechoty nie było - odległości wynosiły przecież niecałe 1,5m). Ale owo "wejście" z pewnością łamało szyk husarii na tyle, że tu i ówdzie tworzyła się luka dostatecznie duża, aby husarz z tylnego szeregu mógł z niej skorzystać.
Najprawdopodobniej wszystkie te czynniki grały jakąś rolę a ich suma dawała efekt końcowy w postaci przełamania wrogiego ugrupowania. Pamiętać także należy, że nawet jeśli przełamanie nie następowało w pierwszej szarży, husaria mogła odskoczyć od przeciwnika, przegrupować szeregi (w tym czasie husarze, którzy nie skruszyli kopii wysuwali się do pierwszego szeregu) i ponownie zaatakować nadszarpnięty szyk piechoty. Ostatecznie, jeśli nawet jeździe zachodniej (choć rzadko) udawała się ta sztuka, to husaria, która była bardziej do tego predysponowana z pewnością radziła sobie w takich zadaniach znacznie lepiej (zresztą nie trzeba tutaj zdawać się na przypuszczenia, wystarczy zapoznać się z opisami bitew w których husaria spotykała się piechotą zachodnią, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości).
Opracował - Radosław Sikora
Przedstawił - gen. płk. Henryk hr. Horoch