Wcześnie rano, właściwie jeszcze w nocy do miasta zajechał konwój z piechotą i zapasami. Ludzie rozespani na wozach ledwie się zwlekli żeby je rozładować. Natychmiast potem zasnęli. O godzinie 5.30 rozległy się trąbki na pobudkę. Dowódcy chorągwi udali się do zamku na krótką odprawę w czasie której dowódcy pułków rozdzieli wcześniej ustalone między sobą odcinki do prac. Dwie z chorągwi tatarskich dla bezpieczeństwa patrolowały przedpole. O szóstej roboty trwały już na dobre. Trzask siekier i pił unosił się nad całym miastem i nawet poza nim. Po ósmej skończyły się prace na zamku, a mieście trwało już kopanie drewniano ziemnych fortyfikacji bastionowych. Gdy dochodziła dziesiątą na pełnym pędzie przez bramę wjechał posłaniec krzycząc że ma rozkazy od hetmana. Zaprowadzono go do sali gdzie naradzali się obaj dowódcy. Młodziutki żołnierz zasalutował i podał zapieczętowane pismo Orańskiemu. Rotmistrz spiesznie przełamał pieczęć i odczytał rozkazy po czym podał je drugiemu dowódcy. Ten po odłożeniu kartki zasalutował i wszyscy trzej wyszli na obchód pozycji. Stanąwszy na murach stanęli jak wryci. Wokół miasta zaczerniło się od mnogości Kozaków.
-Prawdziwa czerń-zarechotał Maurycy, a towarzysze zawtórowali. Śmiech ten miał jednak ukryć obawy nowego komendanta. Do obrony zamku potrzebna była artyleria cięższa niż oktawy będące na wyposażeniu zamku.
Ponure rozmyślania przerwało przybycie delegacji "hetmana". Maurycy szybko wydał dyspozycje dotyczące przygotowania obrony i w towarzystwie już tylko dowódcy 5 pułku udał się do pokoju narad, gdzie wkrótce dołącza kilka innych wezwanych osób. Na posłuchanie stawili się trzej kozacy. Jednego z nich, najstarszego i kierownika poselstwa podkomorzy spiorunował wzrokiem. Był to ten sam, który niegdyś pojmał go pod Chocimiem. Kozak najwyraźniej także sobie tę sytuację przypomniał gdyż uśmiechał się szyderczo pod wąsem..
-Znów się spotykamy, panie szlachcic!-zaczął nie pozbywając się szyderczego uśmieszku z ust. Za plecami komendanta pan Domański, bo tak zwał się dowodzący 5 pułkiem, zrobił wielkie oczy. Widząc to Maarten de Haar nachylił się nad nim i wyjaśnił o co chodzi. A rozmowa posła i komendanta i posła ciągnęła się dalej. Uszczypliwy początek został pominięty milczeniem więc buntownik ciągnął dalej nie zmieniając tonu.
-Poddajcie się bo będzie powtórka Chocimia-zagroził
-O ile dobrze pamiętam to na następny dzień uciekaliście aż tuman za wami słońce zakrył.-odgryzł się wreszcie litewski rotmistrz.
Kozak poczerwieniał ze złości i instynktownie dotknął szabli. Maurycy się uśmiechnął.
-Do rzeczy, człowieku, do rzeczy!-powiedział wesoło Orański. Kozak zagryzł wargi i odpowiedział.
-Hetman żąda abyście ustąpili gdyż nie chce plamić świętej ziemi ruskiej krwią
-Co za hetman? Znam dwóch: Jaśnie Oświeconego Księcia von Tauer i Jaśnie Oświeconego Księcia Hryhowicza a ich rozkazy brzmią inaczej.- niezmiennie szyderczo odpowiedział rotmistrz
-A jak?-zapytał poseł chytrze.
-Zjeżdżaj chamie.-ostro warknął komendant i wstał z krzesła dając znak że posłuchanie skończone. Zaczynał się krwawy taniec. Kozacy rozpoczęli od sforsowania palisady bronionej jedynie przez mieszczan którzy wiedzieli że niezależnie od tego czy stawią opór czy nie miasto będzie splądrowane. Na to liczył Orański. Nie pomylił się w swych przewidywaniach. po krótkiej wymianie ognia i walce wręcz kozacy sforsowali ostrokół okalający miejscowość. Tu puściła dyscyplina. Mołojcy rozbiegli się w poszukiwaniu łupu i uciech wszelakich. Po pewnym czasie, gdy rozprężenie zdążyło się powiekszyć do pożądanych rozmiarów z zamku wypadły chorągwie kozackie. Pierwszy kontakt to było wycinanie w pień rozochoconych i już nawet czasem podpitych buntowników. Wycieczka przebiegała pod znakiem tratowania na ulicach, czy sieczenia i zestrzeliwania kozaków w domach oraz tym podobnych zabawach.Po początkowych sukcesach jednak wróg zebrał się z zwarte oddziały i zaczął zadawać żołnierzom Rzeczypospolitej straty.. Musieli się cofnąć tak szybko jak się pojawili mając Zaporożców na karkach. Spod samej bramy wróg został odgonimy ogniem łuków, muszkietów, rusznic i armat.. Korzystając z za mieszania część mieszczan uciekła czym prędzej w kierunku terenów zajmowanych przez wojska koronne.
Tym czasem kozacy ustawili swoją jedyną baterię średnia naprzeciw dolnego zamku. Wymiana ogniowa spowodowała pewne uszkodzenia w murach.. Armaty polskie, choć mniejsze. odszczekiwały się dzielnie trafiając nawet obsługę dwóch dział. Po godzinie ostrzału armaty umilkły bo widnio nie było dobrze kulami do nich. Nie oznaczało to jednak wytchnienia dla obrońców twierdzy ponieważ zaraz po umilknięciu dział rozbrzmiały bębny wzywające do szturmu. Masy kozackie ruszyły naprzód, . Na murach zaraz pojawili się żołnierze schowani wcześniej przed ostrzałem armat. Te jak na złość odezwały się znowu. Szęściem kule latały wyskoko ponieważ kanonierzy nie chcieli aby rykoszety trafiły w ich braci i na ogół spadały na majdan nie czyniąc dużych szkód. Widząc to kozacy zmienili front i zniżyli lufy co poskutkowało trafieniami w obrońców, ale zgodnie z przewidywaniem też w atakujących. Kiedy szturmujący zbliżyli się dostatecznie także poleskie armaty zagrały swoją partię.
Będąc już bardzo blisko buntownicy rzucili faszynę do fosy prawie ją zapełniając i dzięki temu mogli podejść pod mury. Uczynili to mimo ciężkiego ognia ze strony załogi. Gdy na murach rozgorzał walka wręcz prym wiedli przyboczni dragoni podkomorzego którzy okazali się niezrównanymi szermierzami. Mimo ich poświęcenia obrona jednak zaczęła się przełamywać . Wtedy z górnego zamku przybyli zamku husarze i pancerni z piątego oraz litewscy kozacy . To pozwoliło powstrzymać Kozaków w konsekwencji zepchnąć z powrotem za mury.