Gdy tylko do Komendanta Sienickiego przybiegł posłaniec z tymże listem o ucieczce wodza buntu młody dowódca natychmiast zabrał z sobą trzy sotnie kozackie i ruszył w pole. Mijał okoliczne wioski i od kilku wieśniaków dostał donos o rzeczywistym kozaku, który ukradłszy przed świtem wierzchowca sprawnego kłusem popędziłdo pobliskiego lasu a dalej z widoku zniknął.
-Nie może być daleko, jeno kilka godzin minęło, a postoje nieuniknione...-pomyślał będąc w wiosce młody dowódca.-Na koń!-krzyknął, i zaraz wojsko się zebrało u boku Niego.
Ruszyli więc tempem szybkim w stronę lasu, do którego uciekł szukany Hryćko Kulima. Weszli na skraj, a komendant przestrzegł:
-Czuwajcie na flankach i tyłach, mógł jeszcze zebrać swoich do kupy raz ostatni...
Weszli. Niebawem ku ich oczom ukazał się strumyk, a po stronie prawej wielkie i strome dość zbocza. Zaczęli czerpać z wodopoju gdy nagle jakaś gałąź strzeliła. Komendant domyślony co się czynić zamierza krzyknął jak oparzony:
-Pułapka! Szyk formować! Do broni!
Jednak kozackie szumowiny zdradzieckie były szybsze. Natychmiast wyszła zza krzaków sporaz grupa strzelców, a z tyłu zaś jeszcze większa grupa za przewodem samego zbiega, wodza buntu-Hryćko Kulimy.
Padły pierwsze strzały oddane z broni buntu, nie chybiły. Położyła ta salwa trupem 5 naszych. Jednak szybko wojsko Rzeczypospolitej się pozbierało i odpowiedziało swoją "piosenką". Tu już zginęło dwakroć więcej kozackich zdrajców. Lecz napływają ich coraz więcej, a wojsko komendanta straty 20 osobowe już miało po walce długiej. Schowany z wojskiem za skałami młody dowódca Karol dzielnie się odstrzeliwał, lecz wobec fatalnej sytuacji wyszedł dzielnie na skały i przemówił jako wódz i poseł równocześnie:
-Ja, Karol von Tauer-Sienicki herbu jelito odmienne, szlachcic Rzeczypospolitej Obojga Narodów i jej sługa uniżony wyzywam zdrajcę kraju tego sławą złą okrytego Hryćko Kulimę na pojedynek śmiertelny. Jeśli on padnie, jego kozacy się oddadzą, jeśli ja-moi.
Z pewnością były to słowa odważne choć i samobójcze. Kozak bowiem dobrym jest wojownikiem, zaś Pan Karol również szkolony. Zrzucił więc płaszcze swoje i dobyli oręża, komendant pałasza, Kulima-szabli. Natychmiast nastała cisza. Dwaj oponenci do zwycięstwa w patrzenia w siebie w skupieniu krążyli i stopniowo się zbliżali. W końcu wydając niewyobrażalne okrzyk Kulima skoczył i skrzyżował broń z w porę reagującym komendantem. Nastąpiła seria wściekłych ataków z jego strony. Umyślnie flankował, potem zaś bił mocarnie. Potem jednak gdy zmęczenie dało górę, komendant zmyślnym unikiem wyszedł na tyły kozaka jako że był zwinniejszy i jednym ciosem wpion zadał śmiertelny cios Kulimie. Kozak padł na piach. Żołnierze natychmiast chcieli ujść z pola walki zaskoczeni całym zajściem i nie skorzy do walki gdy ich wódz legł lecz kozacy wierni RON oddali salwę poczym większość wrogów uciekła. Polacy ich nie mordowali.
Po całym zajściu komendant z wojskiem nie był nękany atakami wroga i spokojnie przywiózł ciało kozaka do samego namiotu hetmana Hrychowicza. Potem opowiedział mu o całej potyczce i pojedynku.