Strona 4 z 5

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 01 gru 2019, 11:12
przez Maurycy Orański
Przybysze właśnie poznawali sposoby wojowania nowych sojuszników gdy do obozu wpadł pieszy goniec.
-Napadają na wioski-wymamrotał.
-Kto?-zapytali zebrani choć już zapewne domyślali się o kogo chodzi
-Plemiona które twierdzą że zaprzedaliście się na służbę białym-odpowiedział goniec.
-Zawarliśmy przymierze-zapewnił król.
Kiedy Saaverde przetłumaczył rozmowę tubylców Orański natychmiast posłał gońca do fortu informującą o przebiegu narady i o napadach na wioski.


Proponuję aby pan Hubert został z kolonistami na miejscu, a my, Panie Samuelu podążymy z naszymi ludźmi i sojusznikami na wroga. Radziłbym także pozostawić artylerię ponieważ w walkach partyzanckich jakie niechybnie przyjdzie nam toczyć będzie on zbędna.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 01 gru 2019, 20:34
przez Samuel Radziwiłł
Jak tylko Jegomość Radziwiłł usłyszał wieść o napadach, wydał rozkaz swoim rajtarom i wraz z nimi wyruszył na spotkanie do obozu króla indian. Tam spotkał się z panem Orańskim. Razem wyruszyli w kierunku, w jakim prowadził młody wojownik. Przedzierali się pośród traw i palmowych drzew, by nie spłoszyć napastników. Skarlandczyk starał się przetłumaczyć to co mówił ów goniec. Powiedział, że wojownicy zaatakowali dwie wioski króla. Panie Maurycy, może lepiej wspólnie zaatakować napastników najbliższej wioski. Pan uda się od wschodniej strony a moi rajtarzy od zachodniej. Środkiem pójdą wojownicy króla. Wszyscy się zgodzili na ten plan i cicho ruszyli w kierunku pierwszej z wiosek.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 02 gru 2019, 21:42
przez Maurycy Orański
Po rozdzieleniu się Orański poszedł ze swoimi hajdukami na wskazaną pozycję. Kiedy pierwsze szeregi wynurzyły się z kniei pośród Indian powstało zamieszanie. Szybsi rajtarzy pierwsi otworzyli ogień do wroga. Najeźdźcy poniósłszy pierwsze straty cofnęli się w kierunku który uznali za najsłabszy-hajduków i mariniers Orańskiego.
-Jak miło! Sami się na bal proszą.-powiedział do siebie obecnie brevet regimentarz.
-Stać! Formować się do napadu ogniowego!-padła komenda. Piechurzy morscy początkowo stali osłupieni nie wiedząc co to znaczy, ale szturchani przez hajduków ustawili się w szyku. Doczekali chwilę i na komendę padła pierwsza salwa i potem niby z automatycznie padały kolejne.
W końcu przyszło do szabel i rapierów. Wtedy piechota poczęła się cofać. Na szczęście od boku natarli Indianie i rajtarzy. Teraz najeźdźcy pierzchali z rajtary na karkach.
Po bitwie dowódcy poprosili wodza wioski aby pozwolił pochować kilku zabitych jej pobliżu na co naczelnik uradowany przystał.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 03 gru 2019, 14:18
przez Samuel Radziwiłł
Gdy indianie pierzchali przed rajtarami, kierując się ku innej wiosce. A tam, kiedy napastnicy zuważyli swoich kamratów biegnących w bezładzie, sami dali dyla. I tak skończyła się ta awantura.
Po niej to, ciwun litewski rzekł do króla tubylców: Królu, to twoi poddani. Proszę byś załagodził sprawę. Nie chcemy tu przynosić śmierci twoim poddanym. Wszyscy na tym stracimy.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 03 gru 2019, 17:44
przez Maurycy Orański
-Niestety, moja władza opiera się na wierności wodzów którym wierni są plemieńcy. Spróbuję wysłać szamanów. Może oni zostaną wysłuchani-westchnął król.

Wysłane z mojego SM-J330F przy użyciu Tapatalka

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 07 gru 2019, 18:43
przez Maurycy Orański
Obrazek
Do wioski przybył dwóch emisariuszy. Okazało się że akcja propagandowa przekonała część zbuntowanych plemieńców, tylko boją się oni bitwy przy próbie ucieczki.
-Wskażcie wioski, podajcie informacje o sile garnizonu i zaatakujemy z dwóch stron-zaproponował Orański
-Wrócimy jutro-powiedzieli posłowie.
-Koniec bezczynności. Nadchodzi ostatnia walka.-powiedział do otoczenia podkomorzy.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 09 gru 2019, 22:03
przez Maurycy Orański
Emisariusze wrócili zgodnie z obietnicą. Przynieśli informacje że w pierwszej wiosce znajduje się 400 wojowników wroga i ponad 200 sojuszników. Drugiej miejscowości broni ponad 500 przeciwników i znajduje się w niej podobna co w poprzedniej liczba przyjaznych autochtonów. Na rozkaz regimentarza wojsko szybko uformowało się do wymarszu i ruszyło przez dżunglę: na przodzie kawaleria, za nią piechota Orańskiego i Indianie. Przedzierali się traktem wyciętym wśród drzew przez mieszkańców.
-Żmudna praca-z podziwem powiedział Maurycy.
Ludzie instynktownie rozglądali się dookoła. Nie było jednak widać nic poza roślinami i kamieniami. Ptaki śpiewały, czasem małpa krzyknęła. Słowem: istny raj. Piękno niestety często łączy się z niebezpieczeństwem. Tak było i tym razem. Kolumnę obserwowano prawie od wejścia w ostępy. W jednej chwili posypał się grad strzał i innych pocisków. Piechota nie miała czym się zasłonić. W lepszej sytuacji byli opancerzeni rajtarzy. Na to też wróg znalazł sposób. Bili w nagie konie. W krótkim czasie wiele zwierząt padło martwych.
-Strzelać do wszystkiego co się rusza!-krzyknął Maurycy po czym wypalił z bandoletu w gąszcz. Trafił.
Za jego przykładem poszła reszta białych.
-Panie, Indianie idą wręcz-wskazał przyboczony podkomorzego.
-Chodźmy i my-rzekł Niderlandczyk i wyciągnął szablę.
-Naprzód! Za Króla i Ojczyznę!-zawołali razem oficerowie.
Wojsko podchwyciło okrzyk i zarzuciwszy karabiny na plecy ruszyło biegiem w las, na przeciwnika. Zauważywszy ten manewr strzelcy Indian cofnęli się w głąb lasu. Tam ścigający nieprzyzwyczajeni do takiego terenu potykali się w biegu o wszędobylskie, wystające korzenie,kamienie i wiszące liany. Jedynie miejscowi sojusznicy spędzili część wrogów którym Polacy i Litwini odcięli odwrót. Po bitwie Orański któremu z wysiłku otworzyła się stara rana przekazał dowództwo Sienickiemu.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 12 gru 2019, 20:16
przez Maurycy Orański
-Jak sytuacja?-zapytał budząc się regimentarz
-Nie posunęliśmy się ani o krok. Posłałem jedynie po radziwiłłowskie armaty-odpowiedział czuwający Maarten.
-Dobry ruch-ucieszył się Orański i wyszedł na zewnątrz namiotu.
Wojacy ucieszyli się na widok zdrowego wodza. Zaraz kilku podeszło zapytać czy będą już ruszać. Dowódca odrzekł że czeka tylko na armaty i zaraz jak wyda polecenie wymarszu po czym poszedł do rannych. Ku swej radości nie znalazł tam nikogo ciężko rannego. Wszyscy właściwie mogli w razie czego walczyć. Porozmawiawszy z żołnierzami Maurycy wrócił do siebie. Po dwóch godzinach dano znać że armaty dotarły. Zgodnie z tym co usłyszeli hajducy regimentarz nie dał kanonierom odpocząć i zaraz rozkazał zwinąć obóz.
Na przedzie jak zwykle jechali rajtarzy, za nimi hajducy z działami, a pochód zamykali mariniers. Orański szedł wśród swoich węgrów. W końcu dotarli do pierwszej wioski ujrzeli wyszczerbioną palisadę i zgliszcza budynków.
-Spalona ziemia. Tak oto mamy wojnę totalną-ze zgrozą zauważył Belg, a pozostali mu przytaknęli.
-Niech ktoś sprawdzi drugą wioskę-rozkazał Orański patrząc wymownie na rajtarów
-Wachmistrzu , weźcie trzech ludzi-zwrócił się porucznik do jednego z podoficerów, który zasalutował. wskazał ludzi i odjechał.
Wrócił szybko ponieważ niespełna dwa kilometry dalej droga była zawalona pniami i kamieniami.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 13 gru 2019, 15:35
przez Karol von Tauer - Sienicki
Sienicki czekał. Zeiadowcy w postaci dwóch indian których udało się mu zwerbować nie wrócili. Nie chciał działać po omacku, lecz w obliczu marnotractwa czasu zdecydował się ruszyć. Wziął swoich rajtarów i ruszył do miejsca gdzie pierwsza wioska się znajduje. Zdecydował że najpierw ruszy na mniej ufortyfikowaną. W drodze powiedział to danych mu towarzyszy:

-Zabijcie każdego kto was zaatakuje, chyba że zdołacie go rozbroić. Ograniczajcie się raczej do strzelania niż walki wręcz. Trzymajcie dystans.

Po czym dodał:

-Podzielcie się dwójkami w czasie walki. Dwóch indianom będzie trudno podejść, a o to właśnid chodzi by nie podeszli.

Żołnierze przytaknęli. Po 2 godz. Marszu na skraju dżungli dało się już widzieć pierwsze zadaszenia, w stylu iście egzotycznym.

-Jest i wioska! -zawołał Pan Karol po czym zniżywszy ton zwrócił się do swojego greckiego adiutanta:

-Argeosie! Co myślisz?

Niewiele starszy Grek, dobrze rozeznany w metodach partyzanckich, skrytych działań podrapawszy się po głowie rzekł:

-Wysoka trawa, Panie kwatermistrzu! Z pewnością patrole indian rozstawione na obserwacje...

-Szacownie?

-Co 150-200 stóp. Ale to tylko szacowane.

Więc Pan Karol wiedział co trzeba zrobić.
Polecił rozpalić pochodnie każdemu ze swoich przybocznych (20) i rzucić na trawy. Te szybko, bo po około 10 minutach spłonęly co zmusiło do szybkiej ucieczki wszystkie patrole indian.

-Może nasi zobaczą dymy i rozeznają gdzie ruszyć!-stwierdził młody von Tauer.

Ogień szybko się rozprzestrzenił, nawet na wioskę. Korzystając z zamieszania oddziały Pana Karola wartko wbiegły dwójkami do wioski. Już na początku przywitała ich salwa strzał jednego ze zbiegłych patroli, na szczęście większość strzał nie trafiła a reszta odbiła od zbroi. Polacy ogniem odpowiedzieli i salwa udała się. Zabiła 4 indian. Żołnierze parli dalej. Zaskoczył ich ostrzał gwardii wodza wioski, która zabiła aż 3 rajtarów a 5 raniła ale została potem w walce wręcz wybita do nogi kosztem jeszcze jednego nieszczęśnika z oddziału kwatermistrza. Wódz prawdopodobnie zginął razem z nimi a dwa kolejne domy opanowano już bez strat własnych. Wioska została zdobyta. Pan Karol uwolnił pojmane kobiety i dzieci, uznał że ich to nie dotyczy. 16 indian natomiast powiódł do obozu który rozbił na skraju dżungli.

-Teraz czekamy na resztę naszych-rzekł Pan Karol do Argeosa oraz pochwalił żołnierzy za męstwo i pochował poległych. Także indian.

Straty oddziałów Polskich to 4 zabitych i 5 rannych, natomiast indian: 78 zabitych w walce, 27 spalonych prawdopodobnie w trawach i w pożarze wioski oraz 16 jeńców. Reszta, głównie kobiety i dzieci, została uwolniona lub uciekła jeszcze podczas pożaru, przed atakiem.

Re: Wyprawa na południe

PostNapisane: 13 gru 2019, 15:40
przez Karol von Tauer - Sienicki
Panie Maurycy dowiedziałem się od indian że droga zawalona! Posłałem 10 ludzi, pewnie się przydadzą?