Strona 5 z 25

Re: Konwoje

PostNapisane: 05 paź 2020, 18:59
przez Maurycy Orański

Pełne morze przywitało żeglarzy wzmagającym się wiatrem. Jednostki sunęły pod zrefowanymi marslami a załogi z niepokojem obserwowały niebo czy nie pojawi się nagle sztorm. Na szczęście morze nie stało się zbyt niebezpieczne dla statków.

Re: Konwoje

PostNapisane: 06 paź 2020, 21:03
przez Maurycy Orański
Obrazek
Po niepewnej pogodzie nastał okres ciszy morskiej. O dziwo oficerowie nie zarządzili żadnych zajęć licząc że nic się nie stanie. Nic bardziej mylnego. Już po mniej niż godzinie wybuchła pierwsza sprzeczka o podłożu karcianym. Oficerowie i marynarze jednak szybko rozdzielili walczących. winnego wykryto i wychłostano. Poza tym poza drobnymi sprzeczkami wydarzył się jeden incydent. próba wyrzucenia marynarza przez furtę działową. Po tym zdarzeniu kapitanowie zgodnie uznali że trzeba przeprowadzić zajęcia-czyszczenie okrętu i broni oraz ćwiczenia z takielunkiem i przeciw abordażowe.

Re: Konwoje

PostNapisane: 07 paź 2020, 18:39
przez Wilhelm Orański
Obrazek

Konwój kolonialny
Dzień 1/7


W jednym z portów Rzplitej z rana dał się zauważyć zgiełk i gwar. Po raz kolejny Wilhelm Orański wraz z załogą szykowali wyprawę do Nowej Kurlandii. Tym razem pod podkład w wielkich, dębowych skrzyniach, zapakowali orzechy, rodzynki, sukna i przyprawy prosto z północnych granic Korony, których w Kurlandii brakuje.

Gotowi do wypłynięcia na głębokie wody, wszyscy raz jeszcze przeżegnali się, prosząc o opiekę. Energicznie machali swoim familiantom, którzy pozostając na brzegu, żegnali ich białymi, obszytymi czerwoną nitką chustkami.

Tradycyjnie Wilhelm witał się ze wszystkimi członkami załogi i z każdym chciał zamienić choćby słowo. Rozmowy przy mocniejszych trunkach trwały do późnej nocy.

Re: Konwoje

PostNapisane: 07 paź 2020, 20:16
przez Maurycy Orański
Następnego dnia załogi handlowców pracowały jak w zegarku. W żegludze pomagał także mocny tego dnia wiatr.
W przeciwieństwie do dwóch poprzednich dni na pełnym morzu na horyzoncie było widać inne jednostki, ale w takiej odległości że nie sposób było rozeznać żadnej bandery

Re: Konwoje

PostNapisane: 08 paź 2020, 09:50
przez Maurycy Orański
Jeszcze jeden dzień na morzu. Jak co dzień marynarze rano czyścili pokłady, , potem śniadanie, rozejście się wacht wolnych, zmiany wacht. Piechota morska dla utrzymania sprawności miała ćwiczenia fizyczne (np. bieg po pokładzie, chodzenie po linach) i bojowe (walka wręcz na pięści i broń białą, strzelanie do celu). Także adelborści nie próżnowali. Powtarzali wiedzę z zakresu nawigacji, kierowania jednostką, budowy okrętów, walkę wręcz itp.

Re: Konwoje

PostNapisane: 08 paź 2020, 11:34
przez Wilhelm Orański
Obrazek

Konwój kolonialny
Dzień 2/7


Drugi dzień mijał bez większych atrakcji, chociaż dla niektórych niewątpliwie był ciężki po wczorajszych pokusach. Dobrze doprawiony przez kucharza Jerzego gulasz powinien jednak załagodzić część problemów i postawić załogę na nogi.

Wieczorem marynarz, na którego wołano Gniewko, rozpowiadał historię, którą usłyszał od swojej siostry. W gęstych lasach Nowej Kurlandii, poprzedni osadnicy mieli zakopać skarb, do którego ma podobno prowadzić papuga o złotym upierzeniu, tę zaś można spotkać jedynie podczas pełni w kurlandzkich portach. Wilhelm, przysłuchując się tym historyjkom, szybko wymyślił i dodał swoje „trzy grosze”, ku uciesze załogi.

Czuwający przez resztę wieczoru marynarze nie chcieli nawet zerkać na trunki po wczorajszych przeżyciach i dzisiejszych ich konsekwencjach. Na polecenie kucharza Jerzego, przez resztę wieczoru miały im więc towarzyszyć suchary, które były nieziemsko twarde. Śmiano się, że były takie po to, aby nie mogły przegryźć się przez nie robaki, panoszące się zazwyczaj po pokładowej kuchni.

Re: Konwoje

PostNapisane: 09 paź 2020, 12:55
przez Wilhelm Orański
Obrazek

Konwój kolonialny
Dzień 3/7


Kolejnego dnia kucharz Jerzy przygotował dla całej załogi niespodziankę. Każdy dostał porcję słodkiej marmolady z marchwi, a ten kto chciał, mógł ją nałożyć na resztę sucharów, które jeszcze się ostały. Rankiem świeciło słońce, nic nie zapowiadało tego, co miało wydarzyć się później.

Wczesnym popołudniem dawał się we znaki porywisty wiatr, zrywający nakrycia głowy i poniewierający co poniektórych chudszych marynarzy po pokładzie. Żagiel ledwo przetrwał wichurę, ostatecznie złoty orański lew, wyszyty na niebieskim tle, nie uległ siłom natury.

Wieczór upłynął na szorowaniu pokładu i usuwaniu skutków wichury, których, jak się okazało, nie było mało.

Re: Konwoje

PostNapisane: 10 paź 2020, 13:12
przez Wilhelm Orański
Obrazek

Konwój kolonialny
Dzień 4/7


Kucharz Jerzy z rana wywołał poruszenie. Chleb, który zgromadzono na statku, zaczął pleśnieć, a pozostałą część, jeszcze zdatną do zjedzenia, oblazły robaki. Nikt nie mógł ryzykować wystąpienia jakiejś choroby, która osłabiłaby załogę i być może opóźniła konwój, dlatego postanowiono pozbyć się chleba. W jednym z koszy pozostawały jedynie suchary, lecz i te zapasy powoli się kończyły, a pozostały jeszcze trzy dni podróży.

Również mięso powoli zaczynało się psuć. Sól, która miała je konserwować, wytopiła cały tłuszcz. Pod pokładem pozostało niewiele do spożycia, bo tylko biały groch i beczki pełne wody oraz piwa.

Orański postanowił zapanować nad chaosem i strachem, który powoli ogarniał całą załogę. Kucharz Jerzy przyznał się, że zlecił zgromadzenie i zakonserwowanie całej żywności niedoświadczonemu pomocnikowi, który najwidoczniej wybrał produkty złej jakości, a zabezpieczył je nieumiejętnie. Po podliczeniu beczek wody (na której zresztą już zaczął pojawiać się szlam), Wilhelm zarządził że na każdego przypadnie półtora litra wody dziennie na spożycie i czynności higienicznie. Na więcej niestety nie można było sobie pozwolić w tych warunkach.

Re: Konwoje

PostNapisane: 11 paź 2020, 10:59
przez Wilhelm Orański
Obrazek

Konwój kolonialny
Dzień 5/7


Orański musiał porzucić zwyczaj spożywania jedynie w gronie najbliższych doradców. Nakazał otworzyć swoje „spiżarnie”, przeznaczone tylko dla kapitańskiego podniebienia, i sprawdzić, co jeszcze jest zdatnego do spożycia. Okazało się, że i tutaj zalęgło się robactwo, ale część zapasów jeszcze się ostała.

Wszyscy powoli zaczynali odczuwać głód, a potęgowała go smakująca jak szczyny woda. Grochówka nie była dobrym wyjściem, lecz w tej sytuacji jedynym. Przez kolejne dwa dni nikt nie ujrzy innej potrawy. Swoje sztućce Orański zamienił na ubogi zestaw drewnianej chochli i podobnego kubka. Wszyscy jedli z jednego kociołka, przez co wszczynano bójki i kłótnie o to, kto pierwszy sięgnie do jedzenia. Jak zawsze po obiedzie, wszystkim podano białe wino. Oczy zwróciły się na dowódcę w oczekiwaniu na toast, wznoszony zresztą każdorazowo. Tym razem z wielkim trudem i jakby ciszej, wzniesiono toast za panującego króla i pana, jakby obawiano się obrazić jego majestat sytuacją panującą na statku.

Wieczorem na twarzach całej załogi można było zobaczyć odbicie warunków, jakie panowały na pokładzie. Umilkły popularne przyśpiewki, jedynie gdzieś w tle było słychać smęcenie skrzypiec, a wzrok większości marynarzy wbity był w niekończącą się dal, w poszukiwaniu lepszego jutra.

Re: Konwoje

PostNapisane: 11 paź 2020, 21:37
przez Maurycy Orański