Kroniki z życia dworu królewskiego
Napisane: 12 gru 2021, 03:32
KRONIKI Z ŻYCIA DWORU KRÓLEWSKIEGO
JKM MICHAŁA V
JKM MICHAŁA V
XI grudnia R.P. MMXXI
Trzeci dzień panowania króla Michała V upłynął. Większość dworzan już spała. Ciemność zapadła już o wczesnej godzinie, dzień zaś wciąż z dnia na dzień się skracał, jakby noc miała pochłonąć całą dobę. W minionym dniu do Króla Jegomości dotarły niepokojące wieści z Podola, jakoby nastało tam jakieś zbrojne poruszenie. Zasmuciło go to w zestawieniu z buntowniczą postawą jego Poprzednika, JWPana Michała Jerzego Potockiego, który szybko po zakończeniu głosowania opuścił pole elekcyjne i udał się w swoje włości na Podole. Po tym, jak Hetman Wielki wydał personalne decyzje dotyczące przeniesienia na urlop pana Michała i innych jego bliskich, Monarcha odbył z nim rozmowę. Następnie korespondował z panem Michałem. Sytuacja wydawała się niepokojąca. Niektórzy wręcz widzieli groźbę jakowegoś buntu zbrojnego. Potrzebna jest ostrożność i uważność na to, co się dzieje. Król odebrał swoje denary, które przysłano z Księstwa Urbino i nakazał zbudować w swoich prywatnych dobrach dziesięć nowych stanic i otoczyć drewnianymi palisadami sześć wsi. Przekazał wtedy posłańcom stosowne sumy. Uzyskawszy zgodę Księcia Hetmana, zarządził werbunek do nowoutworzonych w swoich dobrach oddziałów: chorągwi jazdy kozackiej i kompanii rajtarów. Przekazał też pieniądze, które mają być przeznaczone na werbunek, sformowanie oddziałów, uzbrojenie ich i podobne sprawy. Upewniwszy się, że dokonano wszystkiego co należy dla bezpieczeństwa mieszkańców jego włości i dla jego ziem, odetchnął z ulgą.
Spojrzał na zegar. Godzina była już późna. Ubrał się ciepło, wziął ze sobą kilku strażników i wyszedł na dwór. Udał się na Plac Zamkowy. Padał śnieg i wiał zimny wiatr. Przez plac przejeżdżały sanie ciągnięte przez dwa konie. Niebo było zachmurzone, noc ciemna, bezgwiezdna. Tylko latarnie rozświetlały mrok, odbijając przy tym swój blask od śniegu.
Król wrócił na Zamek. Na dziedzińcu głuchy dźwięk wydawały regularne kroki strażnika. Monarcha wszedł do budynku i wyszedł na balkon. Widział Wisłę, majestatycznie płynącą powoli swoim szerokim korytem, umiejscowionym za ogrodami zamkowymi. Gdzieniegdzie na rzece byłyby dostrzegalne kry lodowe, gdyby tylko było jaśniej. Król westchnął, zapatrzony w krajobraz, a raczej to, co zdołał z niego zobaczyć. Wróciwszy do budynku, szedł powoli przez zamkowe korytarze. Wszedł do sali, gdzie dopalał się ogień na kominku i ogrzał się w jego cieple.
To była dopiero jego druga noc na Zamku w tej roli. Pierwszą po wyborze spędził jeszcze na polu elekcyjnym. Teraz musi się przyzwyczaić do takiego życia. Nie może przysiąść w spokoju, niezauważony i nierozpoznany przez nikogo obcego, na ławce pod drzewem, jak niegdyś przesiadywał pod dębem rosnącym nieopodal jego dworu w Białowieży.
Monarcha udał się na chwilę do kaplicy, by się pomodlić przed snem. Potem udawszy się do swych komnat, przygotował się do snu i udał do sypialni. Jego żona już dawno spała. Jej oblicze było w tym momencie oświetlone blaskiem księżyca, który na chwilę wyjrzał zza chmur. Król wreszcie położył się, zmęczony dniem i zasnął.