Hetman już kilka dni wcześniej popędził wraz z najwierniejszymi mołojcami wzdłuż Dniepru ku kozackim oddziałom, które wcześniej koło Czehrynia obozowały. Dopędził je już pod Czerkasami i wraz z wiernymi pułkami maszerował na północ. Wreszcie po wielu dniach drogi ujrzeli przed sobą mury warowni, nad którą górowały wieżyczki cerkiewne. Kijów! Hetman polecił wysłanie podjazdu dla oglądu, jak załoga stoi. Po powrocie kozacy zameldowali, że napotkali po drodze kilku wieśniaków, który zdali, że Polacy dawno uciekli a miasto stoi zupełnie niebronione. To był znak. Hetman czym prędzej nakazał doboszom bić w bębny na znak szturmu a sam dał znak buławą, że wojsko ma ruszać mu miejskim bramom. Te niespodziewanie otworzyły się przed najeźdźcami, jak się później okazało, otworzone przez lud miejski. Na ulicę masowo wylegli mieszkańcy, którzy wiwatowali na część hetmana i wkraczającej do miasta kozackiej armii. Wszędzie rozlegały się radosne okrzyki i odgłosy wystrzałów z samopałów i rusznic. Mołojcy do swojej macierzy wkraczali, do swoich. Po wjeździe na majdan hetman odebrał hołd od kijowskiego wójta i delegacji co znaczniejszych miejskich kupców, wyrobników i radców. Niech żyje hetman Niemyrycz! Niech żyje Stiopa, nasz ojciec! - krzyczał lud, który wypełnił majdan aż po brzegi. Hetman udał się czym prędzej do magistratu wraz z pułkownikami, gdzie począł radzić nad dalszą kampanią...