Re: Łowy w Puszczy Białowieskiej
Napisane: 13 lut 2015, 20:43
Po rozbiciu namiotów Pan Kmicic wraz ze służba i kompanami ruszyli saniami małą drużką w głąb puszczy oddalając się nieco od głównego polowania,jechali powoli, po około godzinie jazdy ujrzeli przed sobą piękną polanę, a na niej wielkiego jelenia Pan Kmicic chwycił za muszkiet wystrzelił jeleń padł nieżywy zabrali go na drugie sanie Kmicicowi słudzy.
Zjechawszy już z polany w dziewiczą puszcze nagle ich oczom ukazało się bagno było ono zamarznięte więc spokojnie mogli je przejechać. Jeden ze sług zauważył że między rzadko rosnącymi drzewami sylwetkę żubra, stanęli i ich oczom ukazał potężny byk w sile wieku. Patrzyli na niego z podziwem i respektem, nagle zwierze zaczęło biec w ich stronę coraz bardziej szybciej coraz szybciej jeden ze sług krzykną-Szarżuje! Pan Kmicic niewiele myśląc chwycił za muszkiet, przyłożył, wystrzelił. Byk runą na ziemię i przesuwając się po śliskim śniegu aż zatrzymał się przy samych saniach. Słudzy Kmicicowi aż pobledli ze strach, a na głowie żubra było widać ranę między oczami. Załadowali więc zwierze na sanie które aż ugięły się pod jego ciężarem choć były stalą okuwane w trzy konie zaprzęgnięte które z trudem ruszyły.
Zaczęło się już ściemniać więc Pan Andrzej zdecydował że pora wracać bo ciężar ogromny na saniach mieli i długa droga przed nimi. Byli już na polanie którą wcześniej jechali gdy z pobliskich krzaków wyskoczyła watacha wilków przyciągnięta zapachiem krwi, sługa trzymający lejce trzasną batem i konie chodz z trudem zaczeły biec Pan Kmicic dał rozkaz by muszkiet ładować sam zaś strzelał. 7 padło wilków z pod jego ręki.Które zabrali ze sobą.
Noc już nachodziła gdy do obozu zjechali jako ostatni, ogniska już się paliły szlachta piłą i zdobyczami sie chwaliła...
Zjechawszy już z polany w dziewiczą puszcze nagle ich oczom ukazało się bagno było ono zamarznięte więc spokojnie mogli je przejechać. Jeden ze sług zauważył że między rzadko rosnącymi drzewami sylwetkę żubra, stanęli i ich oczom ukazał potężny byk w sile wieku. Patrzyli na niego z podziwem i respektem, nagle zwierze zaczęło biec w ich stronę coraz bardziej szybciej coraz szybciej jeden ze sług krzykną-Szarżuje! Pan Kmicic niewiele myśląc chwycił za muszkiet, przyłożył, wystrzelił. Byk runą na ziemię i przesuwając się po śliskim śniegu aż zatrzymał się przy samych saniach. Słudzy Kmicicowi aż pobledli ze strach, a na głowie żubra było widać ranę między oczami. Załadowali więc zwierze na sanie które aż ugięły się pod jego ciężarem choć były stalą okuwane w trzy konie zaprzęgnięte które z trudem ruszyły.
Zaczęło się już ściemniać więc Pan Andrzej zdecydował że pora wracać bo ciężar ogromny na saniach mieli i długa droga przed nimi. Byli już na polanie którą wcześniej jechali gdy z pobliskich krzaków wyskoczyła watacha wilków przyciągnięta zapachiem krwi, sługa trzymający lejce trzasną batem i konie chodz z trudem zaczeły biec Pan Kmicic dał rozkaz by muszkiet ładować sam zaś strzelał. 7 padło wilków z pod jego ręki.Które zabrali ze sobą.
Noc już nachodziła gdy do obozu zjechali jako ostatni, ogniska już się paliły szlachta piłą i zdobyczami sie chwaliła...