Tego dnia...

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 20 lut 2021, 12:10

19.02.1600 r.
Doszło do największego w historii Ameryki Południowej wybuchu peruwiańskiego wulkanu Huaynaputina.

Wulkanu który wyrzucił od 16 do 32 milionów ton pyłów do atmosfery, głównie tlenku siarki, tworząc kwas siarkowy. Zanieczyszczenie atmosfery pyłami spowodowało ochłodzenie klimatu i serię ciężkich zim, pośrednio przyczyniając się m.in. do wielkiej klęski głodu w Rosji (1601-1603). Podczas tego dwuipółletniego okresu tylko w samej Moskwie pogrzebano 127 tysięcy zmarłych. W całej Rosji głód doprowadził do śmierci ok. dwóch milionów ludzi.

Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 20:55

21.02
1440 – W Kwidzynie utworzono antykrzyżacki Związek Pruski.
1454 – Król Kazimierz IV Jagiellończyk kupił od księcia Jana IV Księstwo oświęcimskie.
1474 – Wojna polsko-węgierska: zawarto pokój w Spiskiej Starej Wsi, który nie zakończył jednak konfliktu o tron węgierski i czeski pomiędzy Jagiellonami, a królem Węgier Maciejem Korwinem. Jesienią tego roku walki wybuchły ponownie.
1574 – W katedrze wawelskiej Henryk III Walezy został koronowany na pierwszego elekcyjnego króla Polski.
1699 – Klęska wojsk polskich w bitwie pod Martynowem z Tatarami.
1794 – Rada Nieustająca na polecenie rosyjskiego posła Osipa Igelströma uchwaliła redukcję wojska Rzeczypospolitej o połowę oraz przymusowy werbunek zredukowanych do armii rosyjskiej i pruskiej, co stało się bezpośrednią przyczyną wybuchu 12 marca insurekcji kościuszkowskiej.
1846 – Wybuchło powstanie krakowskie.
1861 – Założono Centralne Towarzystwo Gospodarcze dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego.
1863 – Powstanie styczniowe: porażka powstańców w I bitwie pod Nową Wsią.
1864 – Powstanie styczniowe: porażka powstańców w bitwie pod Opatowem.
Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 20:56

WYDARZENIA NA ŚWIECIE
214 p.n.e. – Kōgen został cesarzem Japonii.
362 – Po śmierci cesarza Konstancjusza II biskup Atanazy Wielki powrócił z wygnania na pustyni do Aleksandrii.
537 – Początek oblężenia Rzymu przez Gotów.
1173 – Tomasz Becket został kanonizowany przez papieża Aleksandra III.
1242 – Go-Saga został cesarzem Japonii.
1322 – Karol IV Piękny został koronowany w katedrze w Reims na króla Francji.
1431 – Przed kościelnym sądem biskupim we francuskim Rouen rozpoczął się proces Joanny d’Arc.
1543 – Połączone wojska etiopskie i portugalskie pokonały muzułmanów w bitwie pod Wayna Daga.
1605 – Stefan Bocskay został wybrany przez Sejm siedmiogrodzki w Medgyes na księcia Siedmiogrodu i Węgier.
1613 – Michał I Romanow został wybrany na cara Rosji.
1632 – Galileusz opublikował Dialog o dwóch najważniejszych systemach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym.
1696 – Patriarcha Moskwy i całej Rusi Adrian doznał udaru mózgu, w wyniku czego został częściowo spraliżowany.
1795 – Francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwaliło rozdział Kościoła od państwa i wolność kultów religijnych.
1797 – Brytyjczycy zajęli wyspę Trynidad.
1804 – Pierwsza lokomotywa parowa konstrukcji Richarda Trevithicka weszła do regularnej eksploatacji, ciągnąc pociąg z 70 pasażerami na odcinku 16 km z huty Penydarren w Merthyr Tydfil do Abercynon (Walia).
1808 – Wojska rosyjskie wtargnęły do zajmowanej przez Szwecję Finlandii – początek tzw. wojny fińskiej.
1816 – Następca holenderskiego tronu książę Wilhelm poślubił Annę Romanową.
1848 – Karl Marx i Friedrich Engels ogłosili w Londynie Manifest komunistyczny.
1849 – Podczas drugiej wojny z Sikhami armia brytyjska odniosła zwycięstwo w bitwie pod Gujrat
1858 – Trzęsienie ziemi zniszczyło miasto Korynt na Peloponezie.
1862 – Wojna secesyjna: zwycięstwo Konfederatów w bitwie pod Valverde.
1878 – W New Haven w stanie Connecticut wydano pierwszą na świecie książkę telefoniczną.
1879 – Jakub Chan został emirem Afganistanu.
1883:
Jules Ferry został premierem Francji.
W Litwie Mniejszej ukazało się pierwsze w języku litewskim czasopismo „Aušra”.
1893 – Założono Argentyński Związek Piłki Nożnej (AFA).
1901:
Albert Einstein otrzymał obywatelstwo szwajcarskie.
Okupowana przez Amerykanów Kuba proklamowała niepodległość.
Zwodowano brytyjski krążownik pancerny HMS „Good Hope“.
Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 20:57

22.02
1255 – Książę wrocławski Henryk III Biały nadał prawa miejskie Oleśnicy.
1460 – Wojna Szczecina ze Stargardem o handel morski: w wyniku ataku stargardzian zginęło 6 strażników szczecińskiego mostu celnego, a kilkadziesiąt osób wzięto do niewoli.
1603 – Król Zygmunt III Waza lokował Żółkiew na prawie magdeburskim.
1734 – Wojna o sukcesję polską: wojska rosyjskie rozpoczęły oblężenie Gdańska.
1760 – Kardynał Antonio Eugenio Visconti został nuncjuszem apostolskim w Polsce.
1785 – Podpisano konwencję kończącą kilkuletni konflikt gdańsko-pruski.
1846 – Powstanie krakowskie: utworzono Rząd Narodowy.
1900 – W konspiracyjnym lokalu w Łodzi aresztowano Józefa Piłsudskiego i zlikwidowano drukarnię „Robotnika”.
Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 20:58

WYDARZENIA NA ŚWIECIE
22.02
794 – Pierwsza wzmianka o Frankfurcie nad Menem.
896 – Papież Formozus koronował Arnulfa z Karyntii na cesarza rzymskiego.
1071 – Hrabia Flandrii Robert I pokonał swego kuzyna Arnulfa III w bitwie pod Cassel.
1281 – Kardynał Simon de Brie został wybrany na papieża i przyjął imię Marcin IV.
1288 – Kardynał Girolamus Masci został wybrany na papieża i przyjął imię Mikołaj IV.
1300 – Papież Bonifacy VIII ogłosił rok 1300 Rokiem Jubileuszowym.
1354 – Król Francji Jan II, wobec zagrożenia najazdami angielskimi, zawarł ugodę w Mantes z królem Nawarry Karolem II.
1371 – Robert II Stewart został królem Szkocji.
1495 – I wojna włoska: król Francji Karol VIII Walezjusz wkroczył do Neapolu.
1712 – Książę Jan Adam I dokupił zależne dotychczas od Ligi Szwabskiej Vaduz, co uznaje się za początek istnienia Liechtensteinu.
1727 – Wojna angielsko-hiszpańska: Hiszpanie rozpoczęli oblężenie Gibraltaru.
1744 – Wojna o sukcesję austriacką: flota hiszpańsko-francuska pokonała Royal Navy w bitwie koło Tulonu[3].
1819 – Zawarto amerykańsko-hiszpański traktat Florydy.
1833 – Księstwo Bahawalpur w dzisiejszym Pakistanie zostało objęte brytyjskim protektoratem.
1836 – Uberaba w Brazylii uzyskała prawa miejskie.
1846 – Po raz ostatni zabrzmiał amerykański Dzwon Wolności.
1848 – Wiosna Ludów: we Francji wybuchła rewolucja lutowa.
1862 – Weszła w życie konstytucja Skonfederowanych Stanów Ameryki oraz zaprzysiężony został Jefferson Davis, jedyny prezydent tego państwa.
1864 – Wojna secesyjna: zwycięstwo Konfederatów w bitwie pod Okolona.
1865 – Wojna secesyjna: zwycięstwo Unionistów w bitwie pod Wilmington.
1866 – Władca Rumunii Aleksander Jan Cuza został obalony w wojskowym zamachu stanu i następnie wypędzony z kraju.
1876 – Został założony prywatny Uniwersytet Johna Hopkinsa w Baltimore.
1893 – Ernesto Rodolfo Hintze Ribeiro został premierem Portugalii.
1894 – Policarpo Bonilla został prezydentem Hondurasu.
1895 – Założono szwedzki klub piłkarski IFK Sundsvall.
1904 – Na Antarktydzie została założona (najstarsza na kontynencie) argentyńska stacja badawcza Orcadas.
1906 – Niemiecki astronom Max Wolf odkrył planetoidy i (587) Hypsipyle i (588) Achilles.
1909 – Amerykańska Wielka Biała Flota zakończyła rejs dookoła świata.
1912 – Powstała holenderska wytwórnia lotnicza Fokker.
1925 – Dokonano oblotu brytyjskiego samolotu sportowego, szkolnego i turystycznego de Havilland DH.60 Moth.
1934 – Premiera filmu Ich noce w reżyserii Franka Capry.
Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 20:59

Buddy Levy - Rzeka ciemności.
W 1541 roku konkwistador Gonzalo Pizarro i jego kapitan Francesco Orellana wyruszają z Quito na poszukiwanie La Caneli, Krainy Cynamonu, oraz baśniowego El Dorado. Jednakże choroby, głód, ataki tubylców dziesiątkują ludzi i zwierzęta. Błądzący w bagiennym labiryncie dowódcy postanawiają się rozdzielić, lecz tylko Orellana, na czele garstki ludzi, na dwóch skleconych naprędce w puszczy brygantynach, dociera po latach do ujścia „rzeki ciemności”. Rzeki, która owładnęła duszą konkwistadora całkowicie, do której – nieprzewidywalnej i śmiertelnie niebezpiecznej – wracał całe życie.

Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 21:01

22.02.1866 r.
Zmarła Ludwika Śniadecka.

W Stambule zmarła Ludwika Śniadecka, urodzona w 1802 r. w Wilnie w rodzinie wybitnych uczonych - córka Jędrzeja, bratanica Jana. Była dobrze wykształcona, w salonie pani Bécu spotykała Mickiewicza. Zapatrzona w Rosję zarzucała katolicyzmowi oderwanie Polaków "od wielkiej rodziny słowiańskiej". W 1842 r. poznała w Stambule Michała Czajkowskiego (Sadyka Paszę), agenta Hotelu Lambert. Wzięła z nim ślub muzułmański. W jej stambulskim domu bywali tureccy ministrowie, znała matkę sułtana. Jeszcze w Wilnie zauroczyła nastolatka Juliusza Słowackiego; on jej nie. Wspominał ją w "Beniowskim": Kochanko pierwszych dni! - znów jestem twoim. Wracał do jej postaci obsesyjnie.

Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 21:01

22.02.1862 r.
Weszła w życie konstytucja Skonfederowanych Stanów Ameryki oraz zaprzysiężony został Jefferson Davis, jedyny prezydent tego państwa.



Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 21:02

22.02.1354 r.
Król Francji Jan II, wobec zagrożenia najazdami angielskimi, zawarł ugodę w Mantes z królem Nawarry Karolem II.

"...Jan Dobry nie odważył się ukarać Nawarczyka. Gui d' Auvergne, kardynał z Boulogne i krewny królowej, doprowadził do pojednania obu monarchów, które w rzeczywistości było zwycięstwem Karola Nawarskiego, a upokorzeniem króla Jana II. Traktatem w Mantes (II 1354) król Jan II Dobry — przebaczywszy Karolowi i jego wspólnikom zbrodnię — przyznał Nawarczykowi lenna i ziemie w Normandii z taką samą władzą i prawami, jakie miał sam książę Normandii..."
"...Traktat w Mantes (1354) dał Karolowi Złemu satysfakcję; otrzymał znaczne posiadłości w Normandii. W ten sposób król Nawarry stał się jeszcze bardziej interesującym potencjalnym sojusznikiem dla Anglików: Normandia była przecież znakomitą rampą dla wszystkich inwazji. Kiedyś posłużyła za platformę Wilhelmowi Zdobywcy: teraz można było odwrócić sytuację, skierować inwazję w przeciwną stronę..."



Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Re: Tego dnia...

Postprzez Miguel de Catalan » 22 lut 2021, 21:05

22.02.1734 r.
Wojna o sukcesję polską: wojska rosyjskie rozpoczęły oblężenie Gdańska.

Epizod, który opowiedzieć zamierzamy, stanowi według nas jeden z najpiękniejszych ustępów historii Gdańska, tym piękniejszy i szczytniejszy, im mniej świetnie i dodatnio przedstawiają się wszystkie inne żywioły na współczesnej widowni występujące. Rok 1734 zapisuje w dziejach Gdańska pamiętny po wszystkie czasy fakt wystąpienia jego w obronie Stanisława Leszczyńskiego, więcej, powiedzielibyśmy, w obronie niezależności Rzeczypospolitej. Pomimo, że nie chcielibyśmy się bawić w zbyt długie wstępy, pomimo, że nam spieszno opowiedzieć pokrótce dzieje ówczesnego oblężenia gdańskiego, pozostaje mimo to potrzebą rozpatrzeć się poprzednio w ogólnym położeniu rzeczy, po widowni, na której się ówczesny dramat rozgrywa. Zacznijmy rzecz naszą od Polski. Dla Polski stał się po śmierci Augusta II wybór Leszczyńskiego bez względu na osobę, której obok wielu przymiotów, do doskonałości bardzo wiele nie dostawało, godłem niezależności na zewnątrz, regeneracji na wewnątrz. W postawieniu jego kandydatury, w zwycięstwie jej na polu pod Wolą dnia 12 września 1733, ozwało się poczucie niezależności narodowej, zakiełkowała myśl wewnętrznej reformy, która ukazując się następnie pod rozmaitymi postaciami, która napotykając na drodze swej rozliczne przeszkody, znalazła ostateczny wyraz w dziele sejmu czteroletniego. Nie powiemy zanadto, twierdząc, że przeciwnikom kandydatury a tym więcej królewskości obranego już Leszczyńskiego, należy się słusznie miano odstępców narodowej sprawy. (…)
Dążąc do głównego zadania, ograniczmy się tutaj na sumarycznej relacji tego, co oblężenie Gdańska poprzedza. Wystarczy ona do charakterystyki ludzi i żywiołów odgrywających jaką bądź w ówczesnych wypadkach rolę. Wkroczenie wojsk carskich pod dowództwem generała Lascy, współczesne elekcji Stanisława Leszczyńskiego, nie spotkało się z żadnym czynnym oporem. W. kanclerz litewski i regimentarz, Michał ks. Wiśniowiecki, umknął z pola elekcyjnego na Pragę, zerwał za sobą most na Wiśle, pospieszył połączyć się pod Węgrowem z wojskami generała Lascy. Malkontenci towarzysząc wojskom carskim, ruszyli ku Warszawie, by następnie dnia 5 października, pod karczmą we wsi Kamieniu, dopełnić aktu secesyjnej elekcji i ogłosić przez biskupa poznańskiego Hozyusza królem polskim elektora saskiego. Od tej chwili rozpoczyna się smutna gra, stwierdzająca prawdę powyższej uwagi o słabości wszystkich występujących w tej sprawie żywiołów i ludzi. Poczynając od samego Leszczyńskiego, nie ma on i wtedy, jak jej nie miał nigdy, wiary we własną gwiazdę. Człowiek słabych nerwów, równie dobrego serca i światłego umysłu, ile nie dopisującego w krytycznych razach męstwa, znajduje niestety wśród wszystkich niebezpieczeństw zawsze tylko jeden i ten sam specyfik: troskliwość około ocalenia własnej osoby. Pojaw tym smutniejszy, właściwość tym więcej upokarzająca, im więcej rola, którą wobec narodu już z rąk i już od czasu Karola XII przyjął, wymagała do odpowiedniego odegrania. niekłamanego bohaterstwa. Człowiek wygody, spokojnej rady i pióra, powołany na stanowisko, które wymagało, co najmniej, nerwów zdolnych znieść widok bitwy, huk armat i nadstawienia własnej osoby. Leszczyński zawsze i przez całe życie taki, jakim go przedstawiamy wyżej, nie okazał się innym w krytycznych dniach drugiej swej elekcji po zgonie Augusta II. (…)
Leszczyński opuszcza co prędzej Warszawę, zaledwie w kilka dni po elekcji, na widok rosyjskich ogni przyświecających na prawym brzegu Wisły spod Pragi. Francja liczy na Polskę, Polska na Francję, jedna i druga bez zamiaru energicznej i poważnej akcji. Z podobnego stanu wyczekiwania i niepewności rodzi się ów zamęt, który się skończył dopiero aktem pokoju wiedeńskiego z roku 1735, a który by stanowił tylko jedną stronicę więcej tylu innych, mało zaszczytnych wspomnień pierwszej połowy XVIII wieku, gdyby się nie był znalazł jeden zakątek Rzeczypospolitej, którego poczciwa i zacna, choć innoplemienna ludność wzięła sobie szczerze i gorąco do serca sprawę ostatniego króla wolnej woli Polski. Zakątkiem tym, jedynym niestety, był Gdańsk, ów niemiecki Gdańsk, składający ówczesnym swym, wspaniałym, jak go się nie wahamy nazwać, czynem akt uznania i czci dla nierozerwalnego związku swego z Polską. (…)
Dnia 22 września wybija smutna, stanowcza godzina. Nie podejmując próby obrony, żegna się Stanisław po raz ostatni z Polską. Opuszcza Warszawę a wyjazd jego staje się hasłem ogólnej ucieczki, w której powody mieszała się, nieskąpą miarą nadzieja, że znalazłszy punkt oparcia w Gdańsku, cała ta emigracja wraz z królem doczekają się prędzej czy później odsieczy francuskiej. W szerzeniu tej nadziei, w doradzaniu owej wędrówki, odgrywa główną rolę poseł francuski markiz de Monti, Piemontczyk rodem, człowiek osobistej energii i odwagi, co przecież nie przeszkadza, że nie zawsze rządzi się wobec swego otoczenia prawdą, że obiecuje więcej, aniżeli dotrzymać może. Opuszczając wraz ze Stanisławem Warszawę, powierzył staranie nad swym domem, meblami, służbą i poddanymi francuskimi posłowi rosyjskiemu, koniuszemu hr. Lӧwenwoldemu i jego bratu, angielskiemu rezydentowi Woodwordowi, holenderskiemu Rumpfowi, cesarskiemu Kinnernowi. Wszyscy podjęli się ofiarowanej opieki z wszelką uprzejmością, właściwą ówczesnej dyplomacji. Za Stanisławem i Montim, ruszył z Warszawy tym samym smutnym szlakiem długi sznur karet, powozów, bryk i powózek, kilka tysięcy koronnej gwardii, prymas Teodor Potocki, regimentarz Stanisław Poniatowski, podkanclerzy litewski Czartoryski wraz z małżonką, Bieliński marszałek nadworny koronny, Ossoliński podskarbi nadworny koronny, Przebendowski wojewoda malborski, Denhof, biskup płocki Załuski, nie wyliczając mnóstwa innych, mniej ważnych i mniej znanych dziejowo postaci. Opuszczając widownię polską, by szukać w Gdańsku schronienia i czekać pomocy francuskiej, pozostawiła ta liczna emigracja ciężki obowiązek walki w kraju przeciw nieprzyjacielowi Józefowi Potockiemu wojewodzie kijowskiemu, Janowi i Adamowi Tarłom, z których pierwszy wojewodą lubelskim, nie mówiąc o partyzantach mniejszego znaczenia, jak Bartoszewiczu w Wielkopolsce, jak Meldzyńskim staroście rypińskim w Prusach.
Smutna ta, źle o położeniu rzeczy w Polsce świadcząca kawalkada, stanęła ku niemałemu przerażeniu i oziębieniu nadziei na bruku gdańskim dnia 2 października 1733. Cokolwiek bądź, było przyjęcie Stanisława ze strony gdańszczan pełne serdeczności a nawet zapału dla jego osoby, co rzeczą tym naturalniejszą, że polscy partyzanci neo-elekta obiecywali dzielną obronę ze strony kraju, że markiz de Monti dodawał otuchy i zapowiadał może w najlepszej wierze skuteczną i spieszną pomoc Francji, że później już na prośbę rady gdańskiej z dnia 18 listopada o pomoc, król francuski odpowiedział pod dniem 15 grudnia, że miastu w razie niebezpieczeństwa przyjdzie z całą swą potęgą na odsiecz i wszystkie jego szkody z własnego wynagrodzi skarbu. Przyjęcie tedy Stanisława przez gdańszczan było nie tylko uroczyste, ale i serdeczne, na co dodatkowo i ta jeszcze wpływała okoliczność, że król umiał sobie, jak powiadają współczesne świadectwa gdańskie, zyskiwać wszystkich serca i umysły dziwnie pociągającym postępowaniem. Istotnie kochają go poczciwi gdańszczanie, jak tego liczne dowodzą szczegóły, otaczają go szczególną czcią, bronią wiernie i wytrwale. (…)
Tymczasem przecież, aż do końca miesiąca stycznia 1734 r. było żywo, gwarno i rojno, ale nie niebezpiecznie jeszcze w Gdańsku. Kończy się ten stan bezpieczeństwa w pierwszych dniach miesiąca lutego. Liczne doniesienia nie pozwalały wątpić, że korpus rosyjski pod dowództwem generała Lascy zbliża się ku Gdańskowi, że najprawdopodobniej ściśnie niezadługo miasto pierścieniem oblężniczym. Podwojono wskutek tego warty przy bramach, przede wszystkim zwrócono uwagę na rezydentów rosyjskiego i saskiego, którzy dotąd miasta nie opuścili a przez kurierów swych gabinetowych widocznie się z dowódcą nadciągających wojsk rosyjskich znosili. (…)
Z połową właśnie miesiąca marca, kończą się przecież, jeżeli tak wolno powiedzieć, dobre czasy oblężenia gdańskiego, rozpoczynają natomiast jego ciężkie, ale dodajmy zarazem, szczytne i wzniosłe chwile. Dnia 16 marca przybył do obozu rosyjskiego, przeznaczony na naczelnego dowódcę feldmarszałek Münnich. Oddanie naczelnej komendy nad armią oblężniczą pierwszej wojskowej powadze, jaką ówczesna Rosja posiadała, dowodziło, że dwór petersburski uważa sprawę Gdańską za rzecz niezmiernie wysokiej wagi, że niewątpliwie dołoży wszelkich starań, aby miasto zmusić do poddania. Pomimo tego nie upadał wcale duch w obrońcach Gdańska, tym mniej, że równocześnie z przybyciem feldmarszałka Münnicha pod Gdańsk, w mieście samym rozeszła się pogłoska o klęsce generałów saskich Bauditza i księcia Adolfa Weissenfelskiego w Polsce i o niezawodnym wyruszeniu floty francuskiej na pomoc Gdańskowi. Feldmarszałek Münnich przybył do armii oblężniczej pod małą eskortą, pruską pocztą, zajął kwaterę we wsi Prust pod miastem i wydał do gdańszczan pod dniem 18 marca 1734 groźny manifest imieniem „Cesarzowej Anny Iwanowny”. W manifeście tym wzywał feldmarszałek miasto, jako część Rzeczypospolitej, do uznania prawnie wybranego króla Augusta III, do rozpuszczenia zaciężnego żołnierza, do wydania Stanisława Leszczyńskiego, do oddania swym wojskom jednej z bram miejskich. W razie, gdyby to wszystko w przeciągu 24 godzin nastąpić nie miało, groził feldmarszałek Münnich miastu użyciem najsroższych środków wojennych, pożogą i bombardowaniem, szubieniczną śmiercią na miejskich wałach wziętym do niewoli „Schnaphanom”, żołnierzom gwardii koronnej i innemu regularnemu wojsku, gdyby nie powrócili pod rozkazy prawowitego króla Augusta III karami spotykającymi buntowników. Rzeczą podziwu godną, że manifest ten rosyjskiego feldmarszałka, jak już powiedziano, nie zrobił najmniejszego wrażenia, że przeciwnie może, stał się raczej hasłem do podwojenia energii obrony. (…)
Tymczasem jednakże rozpoczynają się w pierwszych dniach kwietnia [1734] rozmaite dokuczliwości oblężenia dla mieszkańców miasta. Nasamprzód stał się wskutek opanowania całej okolicy, przez nieprzyjaciela dowóz żywności do miasta od strony lądowej rzeczą niepodobieństwa. Dalej ustała wszelka komunikacja pocztowa. Po raz ostatni przepuścił w pierwszych dniach kwietnia feldmarszałek Münnich pocztę pruską z listami przeznaczonymi dla księżnej kurlandzkiej, która niepojętym dla nas sposobem przez cały czas oblężenia pozostała wraz z sędziwym małżonkiem w mieście. Prócz tego nasyłał feldmarszałek rosyjski miasto co chwila udającymi dezerterów szpiegami, odbierał od nich pomimo zakazów i zagrożeń magistratu rakietowe sygnały, otaczał miasto ze wszystkich stron coraz to gęstszym pierścieniem szańców od strony zachodniej i południowej. Wschodniej, jak już powiedziano, strzegły wylewy wody; północnej utwierdzenia, których najgłówniejszym i najdalej wysuniętym punktem była twierdza weichselmündzka. W uznaniu ważności tego stanowiska, przeznaczyła naczelna komenda gdańska na plackomendanta twierdzy w miejsce dotychczasowego kapitana Patzera, adiutanta króla Stanisława, pułkownika szwedzkiego Stackelberga. Tymczasem znaczyła się kronika postępującego oblężenia coraz jaskrawszymi szczegółami. Pewnego dnia płonie wśród walki rosyjskiego żołnierza z wycieczką załogi położona na północ miasta karczma Grosser Hӧllander; inny raz z rozkazu magistratu, przedmieście Schottland. Trzeciego dnia usiłują Rosjanie przerwać komunikację między miastem a morzem i przypuszczają szturm do tak zwanej Sommerschantze, leżącej mniej więcej na połowie drogi do Weichselmünde. Atak był wściekły, ale obrona pod dowództwem walecznego francuskiego kapitana Laland jeszcze energiczniejsza. Zabrakło obrońcom szańca chwilowo amunicji, rzeczy stały krytycznie; na szczęście nadpłynął wśród najgorętszego żaru walki prom z Weichselmünde, kierowany przez dwudziestu sterników i przywiózł załodze potrzebną amunicję. Atak rosyjski został ze znaczną stratą odparty a oblężeni starali się dalszym zamachom feldmarszałka Münnicha na ten ważny punkt, zapobiec przez ustawienie na rzece stałego, zaopatrzonego w osiem dział promu. (…)
Dnia 11 kwietnia zawinęła znów do portu gdańskiego szwedzka brygantyna z transportem prochu, amunicji, broni i 40 rekrutami. Wypadek ten wyzyskany naturalnie przez markiza de Monti, przedstawiany przezeń jako niezawodny znak bliskiej odsieczy francuskiej, przyczynił się niemało, że nadchodzące równocześnie czy to ze strony feldmarszałka Münnicha kapitulacyjne sommacje czy to upomnienia Czapskiego wojewody chełmińskiego, czy to rezydenta pruskiego Brandta, stanowczo odrzucone zostały. Oko gdańszczan wytężone ze strażnicy weichselmundzkiej ku morzu, spodziewało się od godziny do godziny niemal dojrzeć wynurzające się białe żagle zapowiedzianej floty, przyrzekanej uroczyście i na pewne odsiecznej armii francuskiej.
Niestety, zamiast wyczekiwanej pomocy i odsieczy miała się pojawić w dotykalnej postaci nowa dla bohaterskiego miasta groza. Nieledwie w tym samym dniu, kiedy Monti, być może nawet, że w dobrej wierze, zaręczał szybkie nadejście francuskiej pomocy, dnia 28 kwietnia, sprowadził wysłany przez Münnicha kapitan Jaeger z Piławy, przez terytorium pruskie do obozu rosyjskiego pod Gdańsk 64 różnokalibrowych dział oblężniczych z odpowiednią amunicją. Dnia następnego przybyły prócz tego pocztą, również przez terytorium pruskie, pod firmą bagaży osobistych dowodzącego naczelnie armią saską Adolfa księcia Weissenfelskiego nowy transport dział. Wieści o przybyciu artylerii oblężniczej do obozu rosyjskiego krzyżowały się w mieście dziwnie z równoczesnymi wieściami o zbliżaniu się floty i pomocy francuskiej. Raz po raz, w tych samych chwilach, pojawił się istotnie w porcie gdańskim w obliczu Weichselmunde bądź to jaki francuski statek będący zwiastunem podobnej pomocy, bądź statek szwedzki przywożący ze Sztokholmu trochę broni i rekrutów. Równocześnie przecież przyniósł pewną już wiadomość o oblężniczej artylerii rosyjskiej zbiegły szczęśliwie do miasta wieśniak okoliczny, potwierdził ją w sposób kategoryczny rezydent angielski, który wyjeżdżał w osobnych swych interesach do obozu rosyjskiego pod Ohrę.
Dnia 30 kwietnia o godzinie 8 wieczorem padły pierwsze palne bomby na miasto; jedna z nich uderzyła we wieżę ratuszową. Chwila ta stanowi epokę w dziejach tego pamiętnego oblężenia; powiedzmy zaraz jednakże z góry, iż ku niespożytemu zaszczytowi obrony. Nie można zaprzeczyć, iż pierwsze bomby, iż następne dni bombardowania rzuciły pewien popłoch na ludność. Co chwila uderzały bomby w dachy i wieże publicznych gmachów, zapalały domy prywatne, zmuszały mieszkańców zamykać otwarte dotąd składy, chronić się do sklepów, szukać pomieszczenia w mniej zagrożonych częściach miasta. Sam król Stanisław przeniósł się na mieszkanie do wschodnio-południowej części miasta, Langgartenu. Tamże przeniosła się też ze swymi posiedzeniami rada miejska wraz z magistratem. Raz po raz zabijały lub kaleczyły pociski ludzi na ulicach, krzyki rannych napełniały powietrze, przerażały niezwykłością widoku. (…)
Dnia 12 maja ukazały się na wybrzeżach gdańskich dwa wojenne statki francuskie, o 40 i 50 działach, przywoziły w pomoc oblężonemu miastu trzy pułki: Perigord, Blaisois i de la Marche. Posiłki te wypłynęły z portów w Calais i Brest w połowie kwietnia, liczyły, co najwięcej, 2400 ludzi, znajdowały się, co najgorsza, pod dowództwem starego, niechętnego całemu przedsięwzięciu, niedołężnego brygadiera de la Motte. Istnieje tak w już wydanych o oblężeniu gdańskim, współczesnych opisach niemieckich, jak w archiwum ministerstwa spraw zagranicznych francuskiego, korespondencja między de la Mottem a markizem de Monti i hrabią de Plelo reprezentantem Francji w Kopenhadze. Korespondencja ta przekonywa, z jakim nadmiarem wzgardy obaj, bardzo wojennie usposobieni francuscy dyplomaci niedołężnego brygadiera traktowali, z jaką rezygnacją on sam podobne traktowanie przyjmował.
W gruncie rzeczy był jednakże de la Motte niewinnym, a jeżeli czymkolwiek wraz ze swym żartobliwie szczupłym korpusikiem, to chyba tylko żywym wyrazem złego i niechętnego usposobienia polityki francuskiej, czyli po prostu kardynała Fleury. Aby wyprawa taka była mogła być skuteczną, trzeba było przynajmniej 20 tysięcznego korpusu francuskiego z odpowiednią liczbą statków wojennych i artylerii. Wysiłek dla ówczesnej Francji wobec wojny we Flandrii i Włoszech niewątpliwie znaczny, trudny może, ale stawka godna pewnej w takim razie wygranej. Ocalenie Gdańska, Stanisławowego tronu, polskiej niezależności i swobody, zyskanie na północy wiernego sprzymierzeńca i utrwalenie tutaj francuskiego wpływu, wszystko to zasługiwało na podobną próbę. Kardynał chciał podobnie niedołężną pomocą pod niedołężniejszym jeszcze dowódcą uczynić po prostu zadość zewnętrznym pozorom politycznej przyzwoitości i pozbyć się ciężaru sumienia. Jak to niejednokrotnie wykazują annały krętej polityki francuskiej w ciągu XVIII wieku, oszukał podobna sztuką najgorzej tylko godność i wielkość własnego kraju.
Ale wróćmy do rzeczy. Korpusik francuski wylądował z pomocą załogi weichselmundzkiej dnia 12 maja na tak zwanej Westerplatte a francuskie pułki rozłożyły się tutaj obozem, ponieważ fortyfikacje weichselmündzkie nie miały dla nich dostatecznego pomieszczenia. Na tej nagiej, niezamieszkałej, niezdolnej dostarczyć dla żołnierza środków utrzymania przestrzeni zaobozowała francuska odsiecz. De la Motte wszedł w korespondencję z markizem de Monti, który mu pod każdym warunkiem kazał przedrzeć się do miasta. Wykonanie podobnego rozkazu nie było istotnie łatwe. Czy to po prawym, czy po lewym brzegu Wisły zamykały szańce i przemagające siły nieprzyjacielskie przystęp do oblężonego miasta szczupłemu zastępowi Francuzów. Na lewym brzegu obóz saski księcia Adolfa Weissenfelskiego okopany pod przedmieściem Langführ; poza nim obóz rosyjski oszańcowany na Górze Cygańskiej. Na prawym brzegu oszańcowany i opalisadowany obóz rosyjski poniżej twierdzy weichselmundzkiej, tuż za nim Sommerschantze ostrzeliwująca przeprawę na rzece, również w posiadaniu rosyjskim. Komunikacja rzeczna możliwa jeszcze dla małych, zręcznie kierowanych rybackich łodzi, stawała się czystym niepodobieństwem dla większych statków przewozowych. Zdolniejszy nawet i waleczniejszy od de la Motte'a dowódca byłby sobie nadaremno rozbijał głowę o zwyciężenie podobnych przeszkód i trudności. To tylko było pewnym, że de la Motte znalazł w nich pożądany argument swej niechęci i opieszałości, że nie dbał o to, o czym jeszcze w podobnej chwili pamiętać należało, o honor wojskowy, co ważniejsza, o honor Francji. W kłopocie co robić, jak sobie dalej postąpić, ku najwyższemu rozdrażnieniu Montego i oblężonych gdańszczan, powziął de la Motte smutne, wstydliwe postanowienie powrotu bez żadnej próby nawet boju.
Dnia 16 maja wsiadł francuski brygadier z całą powierzoną sobie siłą na okręty i popłynął z powrotem do Kopenhagi. Czyn ten wstydu i upokorzenia, wywołał siłą naturalnej we wszystkich rzeczach i sprawach ludzkich reakcji, wręcz przeciwnie, czyn najwznioślejszego, najofiarniejszego w przebiegu tej pamiętnej wojny poświęcenia. Bohaterem jego jest reprezentant Francji na dworze duńskim, hr. de Plelo. Osobistość równie mało znana, równie zapomniana w dziejach naszych osiemnastego wieku, ile zasługująca na wydobycie z przedawnienia i ukrycia. Zastanówmy się w kilku słowach nad tą uroczą, idealną istnie postacią. Hrabia de Plelo pochodził ze znakomitej rodziny bretońskiej, był człowiekiem wysokiego wykształcenia klasycznego, liczącym zaledwie 35 lat wieku, szczęśliwym w małżeństwie z młodą, ubóstwiającą go żoną, od kilku lat reprezentantem Francji na dworze kopenhaskim. Klasyk, literat z powołania, entuzjasta z temperamentu, był pomimo to hr. de Plelo bystro i jasno widzącym politykiem. Rozumiał bardzo dobrze zdrowy sens polityki Ludwika XIV, który sobie położył za zadanie utrzymywać wpływ i znaczenie Francji na całej widowni europejskiej przez podtrzymywanie słabszych przeciw mocniejszym; pojmował bardzo jasno, że pozwolić na upadek tronu Leszczyńskiego, na wyniesienie elektora saskiego, na zapanowanie w Polsce wpływu ościennych mocarstw, znaczyło to samo, co odsądzić Francję na wieczne czasy od głosu i znaczenia w sprawach północnej Europy. Zachowana w znacznej części w archiwum ministerstwa spraw zagranicznych francuskiego korespondencja między hr. de Plelo, markizem de Monti i kardynałem Fleury nie pozostawia pod tym względem najmniejszej wątpliwości, przedstawia reprezentanta Francji na dworze kopenhaskim jako najszczerszego entuzjastę sprawy Stanisławowej.
Dwa wojenne statki i trzy słabe pułki francuskie ukazujące się około połowy kwietnia w porcie kopenhaskim z przeznaczeniem do Gdańska, były dla hr. de Plelo istnym przedmiotem rozpaczy. Pod dniem 1 maja żądał od Fleurego przysłania przynajmniej 25 statków wojennych i 20 do 25 tysięcy regularnego żołnierza. „Jeżeli przyślecie”, pisze, „spiesznie 20 do 25 okrętów królewskich i 20 do 25 tysięcy regularnego wojska, zaręczam na pewne, że spędzimy wkrótce Moskali z morza i z lądu, że król polski będzie spokojnym na swym tronie przed upływem sześciu miesięcy a północ będzie drżała na długo. Otwartość mojej mowy jest wytłumaczenia godną wśród okoliczności, w których chodzi o honor króla, Wasz i całego narodu. Całe Niemcy i Włochy odebrane Cesarzowi, nie podniosłyby nigdy tyle znaczenia naszego, ile niewola króla polskiego i upadek Gdańska wyrządzą nam wstydu i poniżą nasze imię”.
Łatwo pojąć, jak straszne wrażenie na osobistość przejętą podobnymi uczuciami, kierującą się podobnymi widokami politycznymi, sprawił upokarzający powrót ekspedycji francuskiej do portu kopenhaskiego. Gniew i rozpacz markiza de Plelo nie znały granic; piorunujące listy markiza de Monti z Gdańska o najwyższym rozdrażnieniu ludności miejskiej przeciw Francuzom, o nędzocie brygadiera de la Motte, dodawały im ciągle nowego żywiołu. Ukazanie się osobiste de la Motte'a w Kopenhadze stało się ową kroplą przepełniającą czarę. Nastąpiła między wojennym dyplomatą a pokojowym żołnierzem gwałtowna scena. Plelo zainterpelował groźnie de la Motte'a o powody tak nadzwyczajnego, tak hańbiącego kroku, jakiego się dopuścił. De la Motte tłumaczył się pokornie i niedołężnie trudnościami wykonania. „A ja”, odparł Plelo, „pokażę Ci możność ich przezwyciężenia! W imieniu króla, Twego i mego pana, którego miejsce tu przedstawiam, rozkazuję Ci, ruszaj za mną!”. Energia podobna zelektryzowała żołnierzy wbrew usposobieniu de la Motte'a i innych wyższych oficerów. W listach do Fleurego i Ludwika XV oznajmił Plelo trudne przedsięwzięcie, jakiego się dla ocalenia czci francuskiej podjął, pożegnał się z małżonką i nakazał powrót pod Gdańsk, gdzie go miał spotkać zaszczyt korony męczeńskiej.
Okręty przewożące ekspedycję francuską powtórnie pod Gdańsk, nosiły nazwy „Achille”, „Gloire”, „Fleuron”, „Brillant”, „Astree”; towarzyszyły im cztery statki transportowe i kilka korwet. Wypłynęła ta mała flota z portu kopenhaskiego dnia 20 maja; pod wieczór dnia 23 maja znalazła się w obliczu Weichselmunde. Francuzi wylądowali i zajęli dawny swój obóz na tak zwanej Westerplatte. Plelo wraz z dowódcami wyprawy, udał się do twierdzy weichselmündzkiej. Zamiarem jego było uderzyć bezzwłocznie, tej samej jeszcze nocy, na oszańcowania rosyjskie powyżej Weichselmünde; wskutek narady przecież odbytej z plackomendantem twierdzy, szwedzkim pułkownikiem Stackelbergiem, zapadło postanowienie znieść się poprzednio z markizem de Monti i z gdańszczanami, w celu skombinowania ataku francuskiego z równoczesną wycieczką z miasta. Po skomunikowaniu się z Montim, nastąpiła zgoda na plan następujący:
Dnia 27 maja rano o godzinie 7-mej miała się odbyć z miasta demonstracyjna wycieczka na okopy rosyjskie w celu zatrudnienia uwagi rosyjskiego dowódcy. Równocześnie miały trzy pułki francuskie, Perigord w awangardzie, Blaisois w środku, de la Marche w ariergardzie uderzyć na szańce pod Weichselmünde. Plan ten został wspomnianego dnia o wskazanej godzinie wykonany. Na sygnał odzywających się od strony miasta strzałów, oznajmiających początek wycieczki, rozpoczęli Francuzi, po przeprawie na prawy brzeg Wisły, powyżej Weichselmünde, atak na okopy rosyjskie. Na czele, ze szpadą w ręku, przybrany w niebieski surdut, żółtą kamizelkę, według mody owego czasu, postępował nieustraszony Plelo. Przykład jego przyświecał żołnierzowi, był dlań zachętą w ciężkim boju, jaki mu stoczyć przychodziło. Stanowisko rosyjskie było bardzo silne. Broniły je okopy, fosy, palisady. Co zaś może stanowiło najważniejszą do przezwyciężenia przeszkodę, to grząskie moczary, zasłaniające rosyjskie okopy od frontu. Plackommendant weichselmündzkiej twierdzy, pułkownik Stackelberg, zaręczał, że owe moczary są do przebycia. Tymczasem rozmoczyły je padające dni poprzednich deszcze, tak, że gdy się akcja rozpoczęła, Francuzi zaczęli grzęznąć w wodzie i błocie do połowy ciała. Moskale odpowiedzieli na atak brnących przez moczary Francuzów morderczym ogniem działowym i muszkietowym. Francuzi padali pod strzałami, nie mogąc się wcale bronić.
Pomimo tego odzywał się na całej linii okrzyk „avancez, avancez!”, nie myśleli o odwrocie, postępowali walecznie naprzód. Pomimo wszelkich przeszkód dostali się do szańców, powywracali palisady, przebrnęli fosę i wpadli w obręb wewnętrzny utwierdzeń. Tu przecież spotykają się z nowymi przeszkodami; poza obrębem pierwszego szańca znajdują się zasieki z belek i desek. Rozpoczyna się ręczna, mordercza walka, tym bardziej nierówna, że liczebna przewaga po stronie moskiewskiej a na domiar złego, amunicja francuska podczas przeprawy przez błoto zamokła. Walka toczy się z istną wściekłością na broń sieczną. Liczba odnosi nareszcie zwycięstwo nad walecznością. Francuzi straciwszy w rannych i zabitych do 500 ludzi, zmuszeni do odwrotu. Podczas powtórnej przeprawy przez moczary smaga ich ponownie ogień działowy i muszkietowy nieprzyjaciela. Waleczny Plelo dotrzymał danego Ludwikowi XV i Fleuremu słowa. Nie mogąc zwyciężyć, nie chcąc przeżyć wstydu i upokorzenia Francji, poległ śmiercią bohaterską we wnętrzu okopów moskiewskich. Kula strzaskała mu lewą nogę, w głowę dostał ciężki cios szablą, piętnaście uderzeń bagnetowych rozszarpało jego ciało. W takim stanie wydał trupa na żądanie brygadiera de la Motte'a feldmarszałek Munnich. Poznany po ubiorze, został odwieziony do Kopenhagi stroskanej, niepocieszonej przez całe życie małżonce, następnie pochowany w parafialnym kościele, w dalekim zakątku Bretanii. (…)
Owa walka dnia 27 maja, ów dzień upamiętniony męczeńskim poświęceniem bohaterskiego Plelo, stanowią epokę w dziejach oblężenia ciężko dotkniętego miasta. Francuzi, sparzeni niefortunną próbą na okopy moskiewskie, przeprawili się znów na lewy brzeg Wisły i zajęli swój dawny obóz na Westerplatte. Nie tracący i teraz jeszcze ducha markiz de Monti wysilał odtąd całą swą pomysłowość na sprowadzenie swych ziomków do miasta rzeką. Nadaremno jednakże. Do wykonania podobnie śmiałego przedsięwzięcia przeszkadzał pierworodny grzech wyprawy, jej liczebna niemoc. 2000 ludzi było za mało, aby wstępnym bojem przełamać oblężniczy pierścień moskiewski i dostać się do miasta; było za wiele, aby ujść uwagi nadbrzeżnych posterunków, ognia szańców moskiewskich i przedostać się do Gdańska ukradkiem, jak się to udawało jeszcze rybackim łodziom i pojedynczym ochotnikom pomimo belek i łańcuchów, za pomocą których Moskale tamowali komunikację na Wiśle. Nie przeszkadzało to wywiązaniu się bardzo cierpkiej korespondencji między Montim a de la Mottem. Pierwszy żądał pod każdym warunkiem ponownej próby przełamania linii moskiewskich i groził de la Motte'owi ciężką odpowiedzialnością w razie, gdyby się znów pokusił czasem wracać do Kopenhagi. De la Motte natomiast nasyłał króla Stanisława propozycjami, aby się schronił na okręty francuskie i wrócił do Francji a przedstawiał powtórny atak na armię oblężniczą, jako rzecz czystego niepodobieństwa. (…)
Dnia 12 czerwca zaczęły się strażnicy ustanowionej na wieży weichselmundzkiej ukazywać z dala, z ponad morskiego horyzontu białe żagle. Liczba ich wzrastała z każdą chwilą, widok ich wywołał początkowo wielką radość tak w twierdzy, jak w samym Gdańsku, ponieważ wyobraźnia oblężonych nie mogła przypuścić, aby to nie miała być flota francuska. Kilka godzin niestety starczyło, aby złudzenie to rozchwiać. Nie była to na nieszczęście flota francuska, ale flota moskiewska pod dowództwem admirała Gordona, składająca się z czternastu okrętów liniowych, ośmiu fregat i kilku mniejszych statków wojennych, przywożąca nadto armii oblężniczej działa i amunicję, która się już poczęła wyczerpywać. (…)
15 czerwca, zaczęła flota moskiewska, początkowo bez wielkiej szkody, rzucać bomby do obozu francuskiego. Ogień ten stawał się coraz silniejszym, zaczął dolegać Francuzom. De la Motte odpowiedział na to posypaniem baterii wzdłuż piaszczystego brzegu, rozpoczął ogień na flotę moskiewską, wskutek czego ją dnia 19 czerwca zmusił do milczenia. Pomimo, że 500 bomb i 800 kul działowych rzucono do obozu francuskiego, nie były ani szkody w nim zrządzone, ani straty w ludziach znaczne. Ostatnia wynosiła w rannych i zabitych przez cały czas ten zaledwie dwudziestu kilku ludzi. Piętrzyły się jednakże istnie z dnia na dzień nowe niebezpieczeństwa około oblężonego miasta. Bezczynni dotychczas, rozłożeni za przedmieściem Langfuhr Sasi poczęli teraz również uczestniczyć w robotach oblężniczych, ściskać z jednej strony coraz szczelniej obóz francuski, z drugiej ostrzeliwać na lewym brzegu Wisły położoną Westschantze i utwierdzenia na Górze Gradowej. Główna uwaga naczelnego dowództwa armii oblężniczej zwróciła się odtąd ku obozowi francuskiemu. (…) Licząc niespełna 2000 ludzi, bez dachu i dostatecznej, żywności, uwięzieni dokoła w posypanych i utwierdzonych przez nieprzyjaciela szańcach, znaleźli się w najrozpaczliwszym położeniu. Feldmarszałek Münnich korzystając zeń, wyprawił dnia 16 czerwca do de la Motte'a trębacza z wezwaniem złożenia broni. Francuski dowódca, jakkolwiek skłonny może do kapitulacji, jakkolwiek uznający smutną jej konieczność, obawiał się przecież odpowiedzialności wobec króla swego, więcej może jeszcze wobec groźnego i energicznego Montego. Złożył tedy radę wojenną, wskutek której zapadła uchwała wyprawić do Gdańska dwóch oficerów francuskich z zapytaniem króla Stanisława i markiza de Monti o dalsze rozkazy. Feldmarszałek Münnich był zbyt pewnym ostatecznego zwycięstwa, aby się nie zgodzić na to skromne dla skrupułów francuskiego dowództwa ustępstwo.
Dnia 20 czerwca zakomunikował de la Motte'owi swą zgodę na jego żądanie a dnia następnego udało się do Gdańska wskroś saskich i rosyjskich posterunków dwóch oficerów francuskich, by Stanisławowi i znajdującemu się przy jego boku Montemu, w żywych barwach przedstawić rozpaczliwy stan obozu francuskiego. Posłuchanie miało miejsce u Stanisława w obecności Montego. Charaktery jednego i drugiego odsłoniły się przy tej sposobności z właściwej sobie strony. Stanisław odpowiadał łzami tylko na przedstawienia przysłanych przez de la Motte'a oficerów, Monti nalegał ciągle jeszcze, aby Francuzi przedarli się jakim bądź sposobem do miasta a pod żadnym warunkiem nie składali broni. Na ten raz istotnie jednakże nie pozostawało nic lepszego do roboty, jak ulec nieuniknionej konieczności. Obrona była niepodobną; Francuzi blokowani ze strony morskiej przez całą flotę rosyjską, ze strony lądowej zamknięci nieprzyjacielskimi okopami, byli wskazani na śmierć głodową. Dnia 23 czerwca nastąpiło to, czego odwrócić w żaden sposób nie było można. Rano dnia tego wyjechało z obozu francuskiego trzech oficerów, podpułkownik Terri, kapitan de la Luzerne i kapitan Cornico, poprzedzeni trębaczem, ku okopom saskim. Wyszedł naprzeciw nich saski podpułkownik Pflug i zaprowadził ich do domku na tak zwanej Heubude, gdzie się znaleźli: książę Adolf Weissenfelski w towarzystwie znanego faworyta Augusta III, hr. Aleksandra Sułkowskiego, feldmarszałek Münnich, generał Lascy, wreszcie, jako pośredniczący od niejakiego czasu między feldmarszałkiem rosyjskim a zagrożonym miastem agent elektora saskiego polski, Antoni Poniński, marszałek zawiązanej za Augustem konfederacji. W domku tym na Heubudzie przyszła do skutku podpisana między feldmarszałkiem Münnichem, księciem Adolfem Weissenfelskim a brygadierem de la Motte kapitulacja, mocą której Francuzi mieli z wszelkimi honorami wojskowymi opuścić obóz, złożyć następnie broń i oddać się w niewolę. Wieczorem tego samego dnia nastąpił smutny akt wykonania kapitulacji. Liczba wziętych do niewoli Francuzów dochodziła zaledwie 2000 ludzi. Nadzieja, że im będzie wolno bezzwłocznie powrócić do Francji, chybiła. (…)
Katastrofa spotykająca obóz francuski pociągnęła za sobą, jak inaczej być nie mogło, w nieuniknionym następstwie upadek klucza obrony gdańskiej, twierdzy weichselmündzkiej. Z lewego brzegu Wisły, po wzięciu Westschantze ściskali ją i ostrzeliwali przez rzekę Sasi, z prawego Rosjanie. Załoga składała się z przeszło 400 ludzi, w pewnej części Szwedów; na żywności i amunicji nie zbywało; obaj dowódcy, czy to szwedzki pułkownik Stackelberg, czy miejski kapitan Fatzer, byli ludźmi dzielnego charakteru i nie myśleli z początku kapitulować. Bombardowanie robiło przecież coraz większe szkody, zniszczyło wieżę i pewną część zasobów amunicyjnych. Po przecięciu komunikacji z morzem i miastem zaczęło zbywać na żywności; co zaś najgorsza, wkradła się między załogę istna zaraza niedyscypliny i dezercja, zwłaszcza, odkąd Francuzi kapitulowali a wszelka nadzieja francuskiej odsieczy znikła. (…) Wśród tak krytycznych okoliczności stawił się w twierdzy z polecenia księcia Adolfa Weissenfelskiego saski podpułkownik Rechenberg z wezwaniem do poddania. Plackommendant Patzer nie chciał rozumieć gróźb feldmarszałka Munnicha, wysłał do Gdańska oficerów z zapytaniem, co ma czynić. Podobno, przynajmniej, jak sam przez całe życie twierdził, dostał w skutek tego zapytania od rady i magistratu ciche upoważnienie do zawarcia kapitulacji, ale i bez takiego upoważnienia nie pozostawiało rozpaczliwe położenie rzeczy naczelnikom twierdzy żadnego wyboru.
Dnia 24 czerwca podpisano między pułkownikiem Stackelbergiem i kapitanem Patzerem z jednej, między feldmarszałkiem Munnichem i księciem Adolfem Weissenfelskim z drugiej strony kapitulację, mocą której twierdza weichselmundzka została oddana Sasom. Załoga, opuściwszy warownie z bronią w ręku i dwoma działami, miała złożyć przysięgę na wierność Augustowi III, jako królowi polskiemu i udać się wszędzie, gdzie jej się podoba, byle tylko nie do Gdańska. Zbyteczną naturalnie powiadać byłoby rzeczą, że dwie te kapitulacje, obozu francuskiego i weichselmündzka rozstrzygały los samego Gdańska, choć ostatnie chwile jego konającej obrony przedstawiają pełne ciekawości szczegóły i objawy. (…) Jako smutny więc i bolesny objaw należy przede wszystkim zapisać, że kiedy król Stanisław, tak walecznie, tak ofiarnie i bohatersko broniony przez obcych, pozostając w otoczeniu licznej bardzo, bezczynnej kolonii polskiej w Gdańsku, w obozie obu armii oblężniczych nie przestają się do ostatniej chwili kręcić polscy agenci sprawy antynarodowej, istni kusiciele i wyzyskiwacze upadku ducha, jaki się pośród obcych obrońców sprawy Stanisławowej wkradać począł. Do rzędu takich należeli: Krzysztof Szembek biskup kujawski, Hozyusz biskup poznański, Aleksander hr. Sułkowski generał w służbie saskiej, Antoni Poniński marszałek konfederacji Augustowskiej, Czapski wojewoda pomorski. O niższych figurach nie mówimy. Zgoda i jedność podobnych żywiołów rozstroju, wierne ich trwanie wraz z całym narodem przy wybrańcu jego woli, byłoby może wyjednało zwycięstwo narodowej sprawie. Jeżeli skończyła się klęską, przypisać to tylko nie lepszemu od późniejszego targowickiego odstępstwu stronników Sasa i jego sprzymierzeńców. Wśród srożącego się z nieustającą gwałtownością bombardowania, wśród strasznego głodu poczynającego trapić i dziesiątkować ludność przedmieściową; wśród pokus i nagabywań odstępnych i występnych Polaków w chwilach, kiedy nawet nieustraszony dotąd Monti począł po raz pierwszy oddawać się czarnym przeczuciom i przeniósł się z mieszkania swego zwykłego na rynku, wraz ze Stanisławem do domu kupca Mackiena, na tak zwanym Langgartenie. (…)
Ostatnie dni czerwca zapisują stan zbliżającej się katastrofy. Nie można się dziwić, jeżeli magistrat, jeżeli rada miasta Gdańska, pomimo wszelkiej wytrwałości, pomimo wszelkiego nawet zapału dla sprawy i osoby Stanisława, zaczęli myśleć o ocaleniu powierzonej swym rządom społeczności od ostatecznej zagłady (…).
Dnia 24 czerwca zapadła uchwała: wejść w porozumienie z królem Stanisławem i jego przyboczną radą co do rozpoczęcia układów kapitulacyjnych z feldmarszałkiem Münnichem. Konferencja odbyta między deputacją miejską a Stanisławem, Montim, Załuskim biskupem płockim, Przebendowskim wojewodą malborskim, Czartoryskim podkanclerzym litewskim, odznaczała się ze strony miejskiej przede wszystkim wielkim szacunkiem dla osoby Stanisława. Bez wyraźnego porozumienia z nim, nie chcieli gdańszczanie niczego przedsiębrać. Król Stanisław zachował się podczas tej konferencji z pewną biernością; otoczenie jego chciało jeszcze układy kapitulacyjne przewlekać, liczyło widocznie na jakieś nadzwyczajności, których spodziewać się było czystym już teraz tylko urojeniem. Po niejakiej wymianie zdań, oświadczyła rada miejska, że za pośrednictwem księcia Adolfa Weissenfelskiego, pruskiego rezydenta Brandta i saskiego ministra Bulowa, postara się u feldmarszałka Münnicha o zawieszenie broni w celu podjęcia układów kapitulacyjnych. Münnich zgodził się na przyjęcie deputacji miejskiej i przysłał jej paszporty wolnego przejazdu do głównej kwatery na przedmieściu Ohra, ale propozycję zawieszenia broni odrzucił a bomby nie przestały ani na chwilę niszczyć miasta.
Na dniu 27-ym czerwca postanowił magistrat wyprawić do głównej kwatery moskiewskiej deputację, składającą się z radców miejskich: Jana Wahla, Natanaela Ferbera, sekretarzy Kleina i Jantzena z propozycją uznania Augusta III jako króla polskiego, zatwierdzenia wszelkich praw i przywilejów miasta Gdańska, nadto wolnego odjazdu króla Stanisława wraz z towarzyszącymi mu Polakami, wreszcie swobodnego wymarszu pułków koronnych polskich. Deputacja stanęła w obozie moskiewskim około południa. Münnich zgadzał się na zawieszenie broni tylko pod warunkiem, jeżeli mu fortyfikacje zewnętrzne i jedna z bram miejskich będą oddane; żądał nadto wydania markiza de Monti, króla Stanisława i znajdujących się przy jego boku panów polskich. Deputacja miejska odrzuciła te warunki ze względu na osobę króla Stanisława i wróciła do miasta wśród huku i świstu bomb, wzlatujących nad jej głowami.
Moment był istotnie strasznej krytyczności, piękny wieczór 27 czerwca pełen smutku i zaniepokojenia dla miasta. Prawdziwie to tragiczne zawikłanie rozwiązuje w tych samych niemal godzinach postanowieniem swym poczciwy król Stanisław, postanowieniem, na jakie się mógł zdobyć, licującym dziwnie z całą jego przeszłością, usposobieniem i temperamentem. Zagrożony niewolą lub wydaniem, postanowił król Stanisław w najgłębszej tajemnicy przed całym swym otoczeniem, w porozumieniu jedynie tylko z markizem de Monti i nieodstępnym od swego boku towarzyszem, szwedzkim generałem Steinflychtem, wydobyć się z Gdańska, schronić się ucieczką na pobliskie, neutralne terytorium pruskie. Zapadający zmrok dnia 27 czerwca był przeznaczony na wykonanie smutnego przedsięwzięcia. Dom kupca Mackie na Langgartenie, w południowo-wschodniej części miasta, zajmowany przez posła francuskiego i Stanisława, przylegał do okopów strzeżonych tylko przez żołnierzy miejskich, znanych, nawiasowo powiedziawszy, z imienia i nazwiska.
Za okopami rozciągał się na całej przestrzeni aż do Wisły ogromny, płytki zalew, którego nieprzyjaciel, nie chcąc rozpraszać do zbytku swych sił, należycie stróżować nie mógł. Ucieczka tą stroną przedstawiała jeszcze stosunkowo największe widoki powodzenia.
Stanisław, Monti i Steinflycht zgodzili się na nią. Późnym wieczorem 27 czerwca znaleźli się w mieszkaniu Monti’ego, który króla przebrał na pospolitego człowieka, zaopatrzył w odpowiednie przybranej roli obuwie i znaczną, nieodpowiednią jej sumę pieniędzy. Napisawszy pożegnalny, dziękczynny list do miasta Gdańska, napisawszy drugi podobny do panów polskich, opuścił Stanisław tylnymi schodami mieszkanie posła francuskiego i poszedł ku okopom. Trzymający tu straż miejski podoficer poznał go widocznie, salutował i przepuścił.
Nad ranem dostał się król wraz ze Steinflychtem do nędznej chaty, na której strych się schował a przez otwór w dachu patrolującym w pobliżu Kozakom przypatrywał. A tymczasem grzmiały od strony Gdańska ciągłe działa i wznosiły się czarne dymy coraz to nowych pożarów! Pod wieczór udało się królowi dostać przewoźnika, który go znów po długiej błąkaninie przewiózł do wsi Käsmarku nad Wisłą. Tutaj zszedł się znów ze Steinflychtem. Nie wdając się w szczegóły tej romantycznej ucieczki, jako nie należące już do dziejów oblężenia gdańskiego, powiemy tylko tyle, że po przebyciu wielu niesłychanych niebezpieczeństw i trudów, Stanisław wraz ze swym towarzyszem dostali się nareszcie dnia 3-go lipca do Kwidzyny, na neutralne terytorium pruskie, skąd znów dalej przeniósł się na dłuższy pobyt do Królewca.
Ucieczka ta znalazła swoją różową legendę, swoich powieściopisarzy; malarz Chodowiecki odtworzył swym znakomitym pędzlem jeden z jej najcharakterystyczniejszych ustępów; przedstawił Stanisława w ubiorze żuławskiego wieśniaka wsiadającego do łodzi, która go ma przewieźć na przeciwległy, bezpieczny brzeg rzeki. Co do nas, wyznajemy szczerze, nie możemy się entuzjazmować ani dla tego czynu, ani dla jego bohatera, jakkolwiek sprawa, którą przedstawiał, jest sprawą naszą. Ależ właśnie dlatego, że ją reprezentował, powinien był stanąć na wysokości jej majestatu, pozostawić własnym przykładem wznioślejszy dziejom i pamięci narodowej testament. Niestety, bohaterem obrony gdańskiej pozostanie po wieczne czasy, nie król, który w przebraniu wieśniaczym bombardowany i tryskający płomieniami Gdańsk pokryjomu opuścił, ale ów Plelo, który nie za swoją sprawę, wśród białego dnia, wolał z odsłonioną piersią polec.
Wróćmy teraz do opuszczonego przez Stanisława, bombardowanego ciągle Gdańska. Wiadomość o ucieczce króla rozeszła się dopiero po południu dnia następnego. Około 4-ej została oficjalnie zakomunikowaną radzie i magistratowi, stąd doszła do głównej kwatery moskiewskiej w Ohra. Feldmarszałek Münnich, który głównie na połów Stanisława liczył, który myślał zeń uczynić ozdobę swego tryumfalnego rydwanu, nie posiadał się z gniewu, nakazał niesłychanie surowe traktowanie wszystkich znajdujących się w niewoli gdańskich jeńców, pisał groźne i szorstkie listy do magistratu, domagał się surowego śledztwa i uwięzienia wszystkich osób wplątanych w sprawę królewskiej ucieczki, porozsyłał na wszystkie strony patrole kozackie, aby zgubę gdziekolwiek bądź odszukać.
Magistrat gdański tymczasem i rada, spełniwszy święcie swój obowiązek z narażeniem własnym, aż do ocalenia osobistego swego królewskiego gościa, znieśli z pewnym stoicyzmem objawy gniewu feldmarszałka rosyjskiego i przystąpili na serio do układów kapitulacyjnych. (…)
Jak wiadomo przebywali od początku oblężenia w murach bombardowanego, płonącego miasta, księstwo kurlandzcy, on stary Ferdynand Kettler, mający cztery lata później w tychże samych murach gościnnych długi żywot zakończyć; ona, młoda jeszcze, zalotna, spokrewniona z oblegającym miasto księciem Adolfem Weissenfelskim. Do niej tedy udał się magistrat gdański w swych kłopotach i utrapieniach a księżna nie wymówiła się od podjęcia żądanej usługi.
Wieczorem, dnia 30 czerwca, wybrała się księżna kurlandzka wśród okazałych, uwagę powszechną zwracających pozorów z miasta do obozu księcia Adolfa Weissenfelskiego pod Langfuhr. Księżna wsiadła do karety, za nią postępowała z wolna świta, jadąca w siedmiu towarzyszących jej powozach.
Bombardowanie ustało na chwilę, gdy kawalkada wyjeżdżała do obozu saskiego. Natomiast ozwały się zewsząd wyrzekania i rozpaczliwe głosy gdańskiego pospólstwa, które nie znając celu wycieczki księżnej kurlandzkiej, było przekonane, że po wyjeździe jej wszelkie zgrozy nieprzyjacielskiej mściwości rozwścieklą się nad miastem. Obawa ta nie była istotnie tak płonną, jakby się zdawać mogło.
Rozdrażniony ucieczką Stanisława feldmarszałek Münnich, postanowił naprawdę, w razie gdyby kapitulacja miasta w przeciągu 48 godzin nie nastąpiła, podwoić środki i rozmiary bombardowania. (…) Interwencja księżnej kurlandzkiej okazała się skuteczną; „dobosz” wysłany od magistratu z listem do feldmarszałka Munnicha przyniósł jak najbardziej formalne zaręczenie, że miasto gotowe ofiarowaną kapitulację przyjąć.
W nocy z dnia 30 czerwca na 1 lipca ustało bombardowanie a miasto wyprawiło deputatów swych: Wahla, Ferbera i sekretarza Kleina do obozu moskiewskiego pod Ohrą, w celu ułożenia warunków kapitulacji. W pierwszym rzędzie ze strony nieprzyjacielskiej figurowało żądanie, aby miasto wykryło winnych ucieczki Stanisławowej i zarządziło w tym celu surowe śledztwo, następnie, aby wydało prymasa Potockiego i posła francuskiego markiza de Monti. Obaj, dowiedziawszy się o tym żądaniu feldmarszałka Münnicha, uprzedzili sami przykry akt, jakiego spełnienie nałożono miastu.
Dnia 1-go lipca wyjechał prymas poszóstną karetą w otoczeniu swych przybocznych dragonów i stawił się w obozie moskiewskim pod Ohrą. Feldmarszałek Münnich dodał mu straż 150 dragonów moskiewskich i kazał go odprowadzić później do Torunia, gdzie w luźnym areszcie aż do zawartego w r. 1735 pokoju pozostawał. Dumny i energiczny, jak zawsze Monti, ogłosiwszy silny protest przeciw pretensji nieprzyjaciela, aby był uważanym za jeńca wojennego, udał się dla oszczędzenia kłopotu nieszczęsnemu miastu, dnia 3 lipca, również sam do obozu moskiewskiego i oddał się pod rozporządzenia feldmarszałka Münnicha, który go podobnie do Torunia odstawić kazał, gdzie byt trzymany w ścisłej i surowej klauzurze. Za przykładem prymasa i Monti'ego poszli wszyscy inni, obecni jeszcze w Gdańsku panowie polscy: podkanclerzy litewski Czartoryski, regimentarz Poniatowski, marszałek nadworny Bieliński, podskarbi Ossoliński, biskup płocki Załuski, nie wyliczając innych.
Było ich za wielu, zajmowali zbyt wysokie i wpływowe stanowiska, aby w zamian uznania elektora saskiego królem polskim, nie mieli byli od niego uzyskać skwapliwego rozgrzeszenia swej dotychczasowej opozycji. Najoporniejszy stosunkowo pośród załogi miejskiej żywioł przedstawiały dwa pułki koronne dragonów Stanisławowych. Nie chciały w żaden sposób poddać się kapitułacji, złożyć broni przed Moskalami, uznać się ich jeńcami wojennymi. Nie chcieli się ruszać z miasta; przychodziło między żołnierzami a oficerami do gwałtownych scen. Żołnierze rzucali się na swych przełożonych, chcieli obracać armaty na kapitulujące miasto. Major pewien, zagrożony przez jednego ze swych podkomendnych, położył go wystrzałem z pistoletu trupem. Mimo to wszystko było położenie zniszczonego, odciętego od wszelkiej komunikacji z zewnętrznym światem miasta zbyt rozpaczliwym, aby los jego mógł liczyć na jakąkolwiek korzystniejszą odmianę a rozpoczęte układy kapitulacyjne postępowały niepowstrzymanym biegiem i doprowadziły do następnego, ostatecznego rezultatu. Gdy Sasi w dwustu ludzi zajmowali ze strony przedmieścia Neugarten Oliwską Bramę, gdy Sasi i Moskale dzielili się jeńcami polskimi a osadzonych w osobnych obozach za miastem otaczali silnymi strażami, podpisywali pełnomocnicy miasta z jednej strony, feldmarszałek Münnich i książę Adolf Weissenfelski z drugiej strony, dnia 7 lipca objętą 21 artykułami kapitulację. Najważniejsze warunki kapitulacji były następujące: Gdańsk zobowiązał się uznać królem polskim Augusta III i wykonać mu przysięgę wierności. Oba polskie pułki koronne i wszyscy znajdujący się w służbie gdańskiej cudzoziemcy stawali się jeńcami moskiewskimi, było im jednakże wolno oswobodzić się z niewoli przyjęciem służby saskiej. Załoga miejska wracała bezzwłocznie po ustąpieniu obu pułków polskich w posiadanie szańców Winterschantze i Sommerschantze; twierdza Weichselmünde i Westschantze natomiast miały bez przeszkody komunikacji handlowej pozostać w posiadaniu załogi saskiej, co też trwało w istocie aż do dnia 22 maja 1736 roku. Miasto Gdańsk miało wysłać deputację do Petersburga z przeproszeniem carycy Anny. Twarde były warunki pieniężne, jakie kapitulacja z dnia 7-go lipca nakładała Gdańskowi. Nasamprzód miał w przeciągu roku, w trzech ratach, jako koszta wojenne wypłacić Moskwie milion talarów. Moskiewskiej generalicji, artylerii, korpusowi inżynierów miało miasto zapłacić 30,000 dukatów tak zwanego dzwonnego; drugi milion talarów wreszcie złożyć Moskwie, gdyby mu się nie powiodło dowieść niewinności w sprawie ucieczki króla Stanisława. Dodajmy zaraz przy tej sposobności, że śledztwo wyprowadzone w tej sprawie toczyło się ze wszelką ścisłością i surowością , że akta jego razem z zeznaniami licznych, przesłuchanych świadków, istnieją dotąd a że jako jedynie „winni” zostali wykryci dwaj „wolni strzelcy”, którzy króla przeprowadzili i włościanin Seidler, który królowi swej siermięgi odstąpił. Winni ci zniknęli; feldmarszałek Münnich zażądał od miasta rewersu, że ich wyda, skoro się pokażą; rada miejska oświadczyła jednakże pod dniem 20 sierpnia 1734, iż się nie poczuwa do obowiązku wystawienia podobnego rewersu i ocaliła w ten sposób swój zagrożony honor. (…)
W uzupełnieniu dodać by jeszcze należało, że w kilka dni po opuszczeniu miasta przez pułki koronne polskie i oddziały cudzoziemskie, że po złożeniu broni przez załogę i obsadzeniu Bramy Oliwskiej i szańców zewnętrznych razem z twierdzą weichselmundzką przez Sasów i Moskali, odbyła się w mieście samym, na tej samej widowni, która przez cały rok przeszło świeciła tak pomnikowymi dowodami poświęcenia i ofiarności dla sprawy Stanisława, jaskrawa zmiana dekoracji.
Dnia 11-go lipca nastąpiło wśród salw działowych, wśród bicia w bębny i dźwięku trąb w kościele farnym uroczyste nabożeństwo z odśpiewaniem „Te Deum” na cześć szczęśliwie dokonanej elekcji króla Augusta III. Przyjechali na to nabożeństwo do Gdańska, witani u bram przez majora Lunzberga i generała Viettinghoffa książę Adolf Weissenfelski w otoczeniu dragonów i huzarów, feldmarszałek Münnich z eskortą 12 Kozaków i 12 Kałmuków, których niezwykły widok ściągał tłumy zaciekawionego pospólstwa. W kilka dni po odprawieniu tego dziękczynnego nabożeństwa, wśród miasta przepełnionego rannymi, pozbawianego chwilowo rąk potrzebnych do pracy, zwłaszcza rzemieślniczej, sterczącego ruiną, noszącego na sobie w wielu miejscach ślady pożogi, nastąpiła dnia 19 lipca inna uroczystość.
Przed kilku miesiącami zajeżdżał w mury gdańskie zacny, poczciwy, podbijający sobie wszystkich serca król Stanisław. Teraz zmiana dekoracji i pod tym względem.
Wieczorem dnia 19 lipca zajechał do klasztoru oliwskiego, witany uroczyście przez miejscowych Cystersów, przyjmowany łukami tryumfalnymi z woniejących kwiatów ów król pięknej postawy, zimnego temperamentu i serca, zakłopotanego wzięcia i języka, – August III. Wyjechali naprzeciw niego książę Adolf Weissenfelski i feldmarszałek Münnich, urządzili mu mieszkanie w klasztornych komnatach, otoczyli strażą 100 grenadierów.
Po odbyciu parady nad wojskami saskimi i moskiewskim, przyjął August III deputację miejską dnia 25 lipca w Oliwie, wysłuchał w otoczeniu senatorów, pod czerwonym baldachimem mowy submisyjnej syndyka miejskiego Rosenberga i oświadczył miastu przez usta biskupa krakowskiego Lipskiego, powrót swej łaski. Świetna uczta w Oliwie pod gołym niebem zakończyła ten akt. Z wyjątkiem jedynego starosty mereckiego Sapiehy, który bez złożenia przysięgi na wierność odjechał, asystowali mu wszyscy najgorliwsi co dopiero stronnicy Stanisława: biskup płocki Załuski, marszałek nadworny Bieliński, podskarbi koronny Ossoliński i wielu innych. (…)
Pozostałoby nam teraz jeszcze pod koniec naszego opowiadania zamieścić kilka dat ze statystyki oblężenia, wymownych swą treścią, stanowiących najlepszą miarę przecierpianych przez miasto szkód, kłopotów i udręczeń. Od czasu przybycia generała Lascy trwało oblężenie 145, bombardowanie 62 dni. Wrzucono do miasta 4430 bomb, które zniszczyły w mniej lub więcej szkodliwy sposób 1800 domów, zabiły lub raniły 1500 mieszkańców, nie mających udziału w obronie. Bombardowanie oszczędzało niby to publiczne gmachy, mimo to uderzyło wiele bomb w arsenał miejski i farny kościół Panny Maryi. Ogólna, pieniężna strata miasta wskutek oblężenia i przez kontrybucję wojenną wynosiła blisko dwa miliony talarów. (…)
***
(…) Ów drugi wybór Leszczyńskiego, owo oblężenie Gdańska w r. 1734, są w dziejopisarstwie naszym dotychczasowym epizodycznie traktowanymi wypadkami, z których dziejowego i politycznego znaczenia nikt sobie nie zdał należycie sprawy. Tymczasem jest to według nas fakt kulminacyjny, około którego w ciągu przeszłego stulecia rozegrały się fatalnie losy dwóch mocarstw europejskich, Francji i Polski.
Bohaterski Plelo miał słuszność, pisząc do Ludwika XV i do kardynała Fleury, „że w Gdańsku i w Polsce rozgrywa się kwestia przewagi francuskiej na kontynencie europejskim, że najświetniejsze zwycięstwa jej nad Renem i u podnóża Alp, nie są w stanie zrównoważyć klęski, jaką dla niej stanowić będzie upadek Gdańska i sprawy Stanisławowej w Polsce”. Wszelkie późniejsze usiłowania Francji, czy to za panowania Augusta III, czy za konfederacji barskiej około utrzymania, czy odzyskania wpływu na widowni polskiej, nie miały już znaczenia po chybionej próbie gdańskiej z r. 1734. Klęska tego roku prowadziła prostą drogą do drugiej, straszniejszej, roku 1772. Ani Ludwik XV, ani Fleury nie stanęli na wysokości swego zadania, nie rozumieli interesu Francji. Zamiast z Gdańska i z Polski uczynić główną widownię swej akcji, zamiast tamże rozwinąć odpowiednie ważności sprawy siły, bawili się w czcze obietnice i nędzne demonstracje, poświęcając męczeńsko-bohaterską osobistość, jaką był Plelo...
Dla Polski była to również ostatnia sposobność za pomocą energicznego wysiłku wszystkich zasobów narodowych wywalczyć sobie niezależne stanowisko. Mniejsza o osobę Leszczyńskiego. Leszczyński nie był tu zwyczajnym kandydatem korony, nie był zwyczajnym pretendentem kłócącym się o tron z drugim, ale był ideą, był sztandarem sprawy, około którego skupić się należało. Ówczesna Polska nie zrozumiała ani siebie, ani nie pojęła Leszczyńskiego w podobnym znaczeniu. Jedni oświadczyli się wręcz przeciw niemu, odstępcy dobrej sprawy; drudzy, stronnicy, nie umieją go czy nie chcą bronić. Wiele wrzawy i kurzawy, czasem sporadycznej rycerskości połysk, w gruncie rzeczy obojętność i omdlenie. Istne to społeczeństwo karłów niezdolne udźwignąć miecza i zbroi dzielniejszych przodków. Nie rozumiejąc, nie korzystając z ostatniej tej sposobności, steruje Polska również nieubłaganie ku nieszczęsnej przystani roku 1772. Komu się tu jedynie laur obywatelskiej i wojennej zasługi należy, to owemu dzielnemu, wiernemu Rzeczypospoliej aż do ostatniej godziny jej bytu miastu Gdańskowi. Wszystko, cośmy wyżej opowiedzieli, pozostanie żywym wiecznie, wspaniałym pomnikiem tej prawdy. (…)

Skazany na karę infamii i konfiskaty majątku przez sąd grodzki za kloning, zdradę stanu i podszywanie się pod inne osoby.



Avatar użytkownika
Skazaniec
 
Posty: 3427
Dołączył(a): 09 lut 2020, 15:04
Lokalizacja: Kamieniec Podolski
Medale: 10
Order Zasługi RON III (1) Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1)
Order Zasługi RON VI (1) Krzyż Monarchii II (1) Krzyż Zasługi dla Kultury III (1)
Medal Bene Merentibus (3) (1) Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal Bene Merentibus (1) (1)
Amarantowa Wstążka (1)
Godności Kancelaryjne: .
Stopień: Pułkownik
Gadu-Gadu: 70637937
Wykształcenie: mgr. net. Historii

Poprzednia stronaNastępna strona

kuchnie na wymiar kalwaria zebrzydowska

Powrót do Archiwum Państwowe

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość